Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/141

Ta strona została skorygowana.

dzieciom: „Te szlaki niebieskie też trzeba poznać, bo kiedy przyjdziesz do nieba, synku, obco ci będzie zanadto i strasznie między światłami.“ A wieczorami kiedy niebo jasne, pan Konik razem z dziatwą drabiną na dach chaty się wdrapie. Siedzą okrakiem na dachu, a profesor pokazuje strony świata, niebo i gwiazdy: „Ot tam, dzieci, oś główna, bardzo mocna, sama stal niebiesna, trwa tysiące tysięcy lat, świat naokoło niej się kręci. A tam niedźwiedzica jaka świecąca, niedźwiedziątka sobie hoduje, na nikogo nie napada, żyje sobie, drugim daje żyć. A tam orzeł niebieski duma sobie, naokoło ogrody, w nich ptaki świecące wszystkie w zgodzie, ot tam łabędź w locie, skrzydła rozciągnięte, szyja długa. Tam znów królewna na korabiu, na wodach niebieskich, jakaż kraśna, ale co z nią? Biedaczka łańcuchami przywiązana za ręce — do czasu, o tym wam kiedyś osobno opowiem. A tamta duża czerwona gwiazda to taka sama ziemia jak nasza. To nie bajka, tam są wody, góry, a może i ludzie... Tylko szkła takiego nie mamy, nie widać. Wędrowałbyś tamtędy, nie napatrzyłbyś się nigdy, jakie różne życie. A tam wysoko nad chudobą niebieską, nad ogrodami, nad wodami, nad ludźmi tymi, zamieć, droga mleczna, sanna prosto do nieba, gościniec cudowny. A nad tym wszystkim Bóg. I posłuchajcie dobrze, dzieci — powiada pan profesor — gwiazdy szepcą i gwiazdy grają także, tu grają i tam grają, to wszystko gra...“ Tak poucza pan Konik.
Wiecie przecież, wszyscy u nas mówią, że nie wolno słuchać muzyki niebieskiej, bo człowiek dopiero przed śmiercią słyszy to granie, gdy śmierć go stamtąd wabi. A pan Konik nie lęka się, słucha, dzieci także. Siedzą na dachu, żadnemu nie chce się iść do chaty. A gdy zejdą do szkoły, zaśpiewają jeszcze przed nocą psalmy. I wszystko to w tej chatynce szkolnej, którą sami zbudowaliśmy. Do pisma i do książek jeszcze daleko, także starym posłuchać uciesznie.



5

Nikt już nie szeptał, wszyscy słuchali, Tanasij wzdychał raz za razem. Foka wypuścił jego rękę, a Tanasij odezwał się zmęczonym, wytrzeźwionym głosem:
— Dobrze mówisz, Foko, lepiej zawczasu. Toż i wy, ludzie, zamiast śmiać się, grzeszyć paskudnie i innego ciągnąć do grzechu, przypatrzcie się dobrze, jak ten Konik-bidaczyna pła-