— No, kogóż? same główne pismo: „pismo ktoś ty, skąd jesteś?“ —
— Aha — mruknął Foka — to tak samo: „Didko, a ty zwidky?“.
— Broń Boże! szanuję ja pismo, szanować muszę, choćby wyrodne się stało, skoro wy moi kumy za nim stoicie. Toż i ja stoję. Ale rozumek swój mam i pytam delikatnie: „Pismo skąd ty? jakiego rodu? jakiej wiary? co tam masz za pazuchą?“ To można?
Tanasij otworzył usta w chytrym uśmiechu, czekał. Foka zakłopotał się, zwrócił się do ojca:
— Może najlepiej będzie, diediu, kiedy wy przypomniecie Tanasijowi coś niecoś o rewaszach rodowych, o starym piśmie?
Maksym Szumej niechętnie mruknął od drzwi:
— Nie, to nie teraz, powiedz sam z siebie.
— Tanasiju — biedził się Foka — wy pytacie z jakiego rodu pismo. Chcecie tak naprawdę? to powiem wam jak ja to sobie myślę: z tajnego — wyjawia co tajne, co było dla mnie tylko, albo dla kogo, niech będzie dla drugiego i dla wszystkich.
Ksiądz kiwał głową z uznaniem, Tanasij zaśmiał się głośno, machnął ręką.
— Co z tobą, Foko? Z wielką kanoną bierzesz się do małej ptachy. Rewasze i karby są dla mleka i dla bryndzy, dla obrachunku. Bryndza i mleko to także tajne?
Znów ojciec Szumej odezwał się od drzwi:
— Rewasz tajny, Tanasiju, gdzie na świecie jest jakikolwiek rachunek sumienny, to rachunek z całym światem, a niesumienny także.
Foka dodał pośpiesznie:
— Nie o mleko chodzi ani o bryndzę, tylko o karby, bo bryndzy i mleka nie z rewaszu kosztować będziecie, tylko z koneweczki, a rachunek nie z koneweczki tylko z rewaszu. Rewasz potrzebny dla rachunku, dla pamięci, w głowie pamięć się zatrze, a na rewaszu trzyma się długo.
Tanasij upierał się.
— Mnie się nie zatrze, czterdzieści lat minęło, jak wydzierałem z moczaru tam wysoko na granicy Kraśnika pole jęczmienne. Moczaru już nie ma ani śladu, a zamknę oczy, to stanie mi cały moczar przed oczyma, pamiętam każdy kąt, gdzie rosły białe jedwabiste kwiaty, te co je zowią kocie ją-
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/150
Ta strona została skorygowana.