Tanasij śpiewankę, młodzi chłopcy i dziewczęta, chwytając się za ręce i wirując wokół Tanasija i Gawecia samorzutnie zaśpiewali pod nutę skrzypiec pochwałę dla skrzypka, rzetelną odpłatę za docinki i szyderstwa:
Oj, muzyku-cyhanyku, delornyj muzyku,
Majeż z tebe switok bożyj utichu wełyku.
Oj, lubyj cyhanyku, muzykante bożyj,
Sydy z namy, jisz, pyj z namy, taj kobys wik prożyw.[1]
Tymczasem najmita Trofymko wyszukał dla Maksyma fajkę jałowcową tak tęgą jak laska wójtowska. Nabijał grubo i starannie jej głowicę, tak sporą jak garnuszek, ziołami przygotowanymi w drewnianych pudełkach. Goście podziwiali niezwykłą faję. Wymyty i wyczesany nad podziw Trofymko stanął obok Maksyma z fają, nadął policzki uroczyście i czekał. Był to znak, że mogą już udać się do stołu na łąkę.
— No, już wino z nóg wytańczone, głowa wyśpiewana, swobodna, można słuchać rewaszów — stwierdził Tanasij.
- ↑ Oj, muzyku-Cyganie, wspaniały muzyku,
Ma z ciebie świat Boży wielką uciechę.
Oj, luby Cyganie, muzykancie Boży,
Siedź z nami, jedz, pij z nami i abyś wiek przeżył.