Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/179

Ta strona została skorygowana.

— Ja — dla pana wszystko, pan jest bardzo fajny, bo pan jest młody, a jak pan się zrobi starszy —
— To już nie będę „fajny“?
— Kto to mówi — ja tego nie mówię, tylko pan będzie — starszy pan. To nie należy do rzeczy. Maksymie, wy mówicie, że wy od małej mądrości. I ja nie rabin, ja jeszcze od mniejszej, ja od takiej najmniejszej, że z trawy nie widać. Ale z rodu! To ja chcę tej małej mądrości słuchać aż do końca życia. I na tamtym świecie także.



3

— No, niech będzie — mruknął Maksym, podał fajkę Trofymowi, ten nabijał starannie wielką głowicę. Podał ją uroczyście gaździe krzesząc ognia. Maksym zadymił i mówił:
— Abyście nie narzekali, że to sprawy z torby. Ot tu pański rewasz. Naprzód był inny ród. O gazdostwo się nie kłopotali, ani o rewasze. Polowali, tańczyli, grali, a najwięcej w karty. Przecie, nie można rzec inaczej, kraśni ludzie byli. Przeciw urzędom cesarskim trzymali z narodem, ze swobodą. Przechowywali w dworze Wasylukowych junaków. A kiedy Wasylukowych przegnali cesarscy aż na Tureczczinę, i rozbójnicy z Węgier zaczęli tu hulać, panowie przechowali w dworze żydowskiego bohomolca razem z dzieckiem. A rozbójników zagórskich wyłapali. Potem przyszło prawo szubieniczne i za nim pańszczyzna cesarska. Stary pan śmiał się: „Ani ja wam nie będę robić, ani wy mnie, Szumeje. Niech pan cesarz idzie w góry skontrolować.“ — A potem książę kupił oba brzegi Rzeki. Tu jego znak — korona kniaziowa. Z kniaziem było pobratymstwo, aż ojciec go obraził. Aż po kniaziu przyszły spory o potok Riabyniec, naprzód o las, potem o pastwiska. Papiery niby to bardzo ciągnęły za panami, ale niesłusznie, niedokładnie. U nas były rewasze, tymczasem młody pan, ten nowy, kichał na rewasze, złościł się: „Skąd jakieś rewasze! tak wam zakarbuję, że pójdziecie w świat z torbami.“ Nie zakarbował, Krzyworównię przegrał w karty, a Jasienów sprzedał. Wtedy rozdzieliły się oba majątki. Spory a nawet bójki między pastuchami ciągnęły się dalej. Aż wasz ojciec, panie, zrozumiał rewasze. U nas w komorze siadywał, uczył się rewaszów jak chłopiec. Potem jeszcze świadków starych wyszukał z Krasnoili, znajomych swego ojca. Pojednał się z nami, oddał bez słowa, ot już wyrównane nasze rewasze i pańskie. My zeszliś-