Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/203

Ta strona została skorygowana.

Jamach. Sprawny był człowiek a nabożny, pamiętam zawsze chodził bez kapelusza, aby słońce święte uczcić. Oczy miał słabe, widział coraz gorzej, no i prawie oślepł. Kłopot z tym w gospodarstwie, co ma robić gazda? Drugiego hodowańca wziąć, a tego porządnego napędzić? Posyła go tedy ojciec przybrany, Łoskurija, na odpust do świętego chramu w Maniawie. Wtedy tam jeszcze był monastyr. Było letnie święto, Spasa, i tłum biedaków przyszedł do Maniawy do źródła prosić o cuda. Jednego wiozą na taczkach, bo porażony, drugiego prowadzą, bo ślepy, trzeci głuchy sam jakoś drepce, i dużo jeszcze takich pokręconych tamtędy idzie. Modlą się głośno i jęczą: „Spasie, wróć mi oczy, Spasie, daj abym mógł chodzić, Spasie, daj abym usłyszał“. I tak każdy ze swoją biedą. Ołeska Matarha — sam opowiadał — nie jęczy, tylko tak mówi: „Spasie, Jezusie słodki, Twoja święta wola, daj tak aby było najlepiej.“ A to Spas wyszedł cały złoty ze słońca i woła do niego: „Ołekso, widzisz mnie?“ „Widzę, Hospody“ — mówi Ołeksa. Przejrzał.
— No patrzcież, gospodarzu — ucieszył się wikary — o ile prawdziwy cud, to widoczny, można zaświadczyć.
— Nie! na Żabiu ludzie mówili, że nieprawda. Oczy mętne miał, często zamrużał, jakby ich nie potrzebował. Nie zaświadczali, powiadali, że nadal ślepy, tylko coś mu się przywiduje, nie boi się chodzić bez przewodnika i jakoś daje sobie radę z chudobą. A ja wierzyłem, rzetelnie wam mówię! Widział, co Bogu potrzebne, co jemu potrzebne. Chodził sam we dnie i w nocy, gazda Łoskurija chciał go już żenić, ale niedługo potem Matarha umarł.
— Prywatny cud? — zapytał dziedzic.
— Nazywajcie sobie, jak chcecie — odpowiedział Tanasij.
— A któż go zaświadczy?
— Zaświadczy Bóg, zaświadczy sam człowiek, tym co robi. — Tanasij znów przerwał.
— No i co z tego wynika? — zapytał Duwyd.
Tanasij namyślał się, odpowiadał cicho:
— Ze swobodą tak samo: Bóg nią kołysze, dopóki człowiek człowiekiem, dopóki Bogu dowierza.