Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/214

Ta strona została skorygowana.

miał odrobinkę inne, ciekawe, kozie... A w środku co? Może ktoś wie, ja nie wiem. Może coś, a może nic.
„Trzeba go ubrać“ — myśli rabin. Każdy to wie, na Jasienowie najlepiej, że wielki Baal-Szem-Tow miał tylko jedno ubranie wiejskie: płóciankę i kożuch. To z pokory, bo chciał być niepoznany. Mojsze Kitower miał dwa ubrania, jedno chłopskie jak Baal-Szem-Tow na co dzień, a drugie od święta, fajny atłasowy chałat rabinacki. I on pokorny, ale jakoś nie mógł się przemóc, aby świętować w kożuchu.
„Jakżeż ubrać człowieka?“ — Rabin był przecież chusyd, pokorny — „niech jego człowiek nosi rabinacki strój!“ —
Człowiek gotów, rabin był rad, to nie byle co. Człowiek bez błędu według przepisu, sława od razu. Zawołał go: „Człowiecze!“ Ten przylatuje do rabina z takim łoskotem, że kto inny by się przestraszył. A rabin nie! Ogląda go, widzi: dobrze zrobiony, nie ospały, oczy mądre. Z miejsca zgłasza się: „Ojcze, do czego ja?“ Nie wiem jak tam było, może rabin zapomniał na chwilkę, że to nie boski stwór i odpowiada mu: „Dla swobody.“ Człowiekiem coś rzuciło, a rabin dodał prędko: „Moje myśli zgaduj, abym ja był swobodny.“ — „Ojcze!“ — krzyknął człowiek, skoczył w kierunku miasteczka, pogalopował jak koń. Rabinowi to trochę nieprzyjemnie, ale człowiek może mieć różny krok. Za godzinkę przynosi człowiek oderwaną połać świni. Gdzieś tam na polu pasły się świnie, on prędko oderwał szynkę, przygalopował z powrotem. „Cóż to?“ — pyta rabin. „Nie widzisz, ojcze? Szynka ze świni, zgadłem twą myśl.“ Rabin chciał Się rozgniewać, ale był sprawiedliwy. Prawda, był głodny, wzięła go chętka, czy to na niejedno człowiek ma chętkę, bo nie wolno. Obrzydzenie go bierze, a człowiek nie rozumie dlaczego. I pyta: „Czy mam ugotować?“ — „Zakop to — mówi rabin — i oczyść się, to nieczyste.“ — „Ojcze — odpowiada człowiek — ty mi zawsze mów, która myśl, czy ta co przedtem, czy ta co potem.“ A rabin na to: „Tylko dobrą myśl zgaduj.“ — „A któraż to dobra?“ — „Ta, której Bóg chce.“ — „Ja nie zgaduję co Bóg, tylko co ty, ojcze“ — odpowiada człowiek. Rabin widzi, że takiej ciężkiej sprawy jeszcze nie miał. Człowiek bez błędu, a nie wie co dobre. Namyśla się i powiada tak na mniej więcej: „Silna myśl to dobra, a taka jakaś zachcianka — to zła.“ Rabin był wielki, ale bardzo wygłodzony, zmęczony cudem, i głównie o tym myśli, że chce jeść. Człowiek znów biegnie, a rabin w strachu krzyczy za nim: „Co bądź, tylko nie świnię, i ugotuj od razu.“ Człowiek poga-