lopował, oderwał ogon jakiemuś bykowi, co się pasł tam na łące, pokrajał, skrzesał ognia, upiekł i przyniósł. Rabin zjadł prędziutko, a dalej jeszcze głodny, myśli, że mało. Ale już nie powiedział człowiekowi, aby upiekł. Ten skoczył znów na dół, okaleczył stado wołów, przyniósł mu dziesięć ogonów.
Tymczasem człowiek wybiegał się i urósł. Kiedy go rabin stworzył, był mu wzrostem równy, teraz już wyższy o głowę. „Trochę za prędko“ — myśli rabin. Człowiek odgadł, kurczy się jak może.
Od razu straszny kłopot z człowiekiem. Chłopi, Żydzi już mu się przypatrzyli, szukają za śladami, nazwali go Bok, to znaczy kozioł, przez te oczy. Przybiegają na Sokolską Skałę. Nic nie rozumieją, tylko krzyczą na rabina, aby im zapłacił za wszystkie woły. Skąd? Z jakich pieniędzy? — to im nic. Najgorzej kłóci się, nawet grozi rabinowi, taki Żyd, co właśnie kupił woły na handel — tak jak ja — i zapłacił gotówką. Chłopi jak chłopi, naprzód chcieli zabić siekierami Boka, potem już żałują biednego rabina, widzą, że głodny, że sam w skałach. A na Boka myślą, że duch nieczysty, strachają się. A swój, Żyd, zawsze najgorszy. Skacze do rabina, wywija pięścią: „Płać, płać!“ Tak mu dopiekł, że rabin się rozgniewał, był jeszcze młody. Bok odgadł od razu myśl, szarpnął Żyda za brodę, wyrwał mu brodę. Widać myśl rabina była silna, a dla Boka to znaczy dobra. Rabin krzyknął na Boka, Bok odstąpił posłusznie.
Powiada potem rabin ludziom tak: „Mój człowiek odrobi wam szkodę.“ Ludzie boją się tego z kozimi oczyma, nie chcą o tym słyszeć. Cóż robić? A było właśnie tak, że panowie kazali zbudować drogę tamtędy popod skały, Czeremoszem i Białą Rzeką aż do Burkutu. Rabin najął Boka do drogi. Musi go jednak pilnować, nie ma swobody ani do Talmudu, ani do dumania, tyle że obaj mają co zjeść. I po to on wędrował aż w góry?
Minęło jakie pół roku. Bok pracował za dziesięciu, odrobił szkody, zapłacili, jeszcze dla rabina zostało trochę pieniędzy. Tymczasem Bok znów wyrósł: o dwie głowy wyższy, o trzy głowy, rabin przy nim mały. Kiedy poszli razem do Kut, aby zapłacić szkody, ludzie mówili na Boka że rabin, bo wielki i ubrany świątecznie, a na rabina — „ten mały pastuch“.
Wrócili na skały. Rabin jeszcze więcej święty niż przedtem, musi pilnować każdej myśli, bo nie wiadomo co zgadnie Bok, a potem poleci między ludzi, i nowy kłopot. Najlepiej
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/215
Ta strona została skorygowana.