jeden bardzo mądry, praktyczny człowiek. A który? Nieprzyjemnie. Taki, do którego każdy z nas przyjdzie, bo on chowa wszystkich, tam gdzie nikt nie ma ochoty, jednakowo i mądrych i głupich, dobrych i najgorszych. A nikogo łopatą po głowie nie trzaśnie, nie kopnie, spodni ani chałata z nikogo nie ściągnie, choć go nikt nie dogląda. To stary „mołoczy“, grabarz na cmentarzu żydowskim w Kutach. Mówi mi tak jeszcze: „Klaruj sobie, Duwyd, ten Bok to przecież człowiek! Co jemu szkodziło tam na górze w jaskini schwycić rabina za gardło i ryknąć mu: «Zaraz kup mi ubranie, pucuj buty!!» A może to jednak nie człowiek? Zanadto zacny, za poczciwy, idzie zgadywać myśli u takiego jakiegoś malutkiego. Ale to przecież człowiek — przepisowy! To się nie da pojąć.“
Mnie od tego klarowania pokręciło coś takiego, że wstyd powiedzieć, mówię krótko mołoczemu: „Kiedy ze swobodą zacząć, to takie kawałki z tego, że można zwariować. Opowiadajcie prędzej, bo mnie coraz bardziej kręci“.
— „Masz rację, Duwyd“ — powiedział mołoczy i tak właśnie dokończył:
— Tak się to ciągnęło, aż Pan Bóg zlitował się nad rabinem, bo to mędrzec jeden z pierwszych a bogobojny. I nad Bokiem też. I jak to było? Przypadek, Pan Bóg chowa się za przypadek. Rabin nie tylko pilnował myśli, tych głupich najwięcej, nie puszczał nigdy Boka od siebie ani na krok. Ale zdarzyło się tak, że trzeba było zejść na dół, do Kut. Rabin myśli: „Trzeba go przywiązać“. Bok zaraz znalazł powróz, sam się przywiązał do rabina. Idą tak do Kut, rabin uważa na swoje myśli i na Boka, droga mu się dłuży. Jakoś tak pomyślał: „Ach, jak nudno, gdyby to prędzej“. Bok silnie pociągnął sznurek, pędzi jak koń, wlecze rabina. Obaj na tym samym postronku, rabin ledwie ma siłę powstrzymać Boka. Rabin nie może już więcej myśleć, Bok nie może się ruszyć. Idą tak sobie dalej, gdzieś koło Tiudowa, a nad wodą pasie się taki bardzo czarny byk, jakby tam umyślnie posłany. Rabinowi z nudów pusto w głowie, znów pomyślał: „Ach, jaki brzydki byk, gdyby go wyprać“. Bok odgadł, odwiązał sznurek, zaczął myć byka.
Powiedziałem: głupi przypadek, a posłany z nieba. Bo wtedy rabinowi przyszła wielka myśl, jeszcze większa niż stworzenie człowieka. Dać człowiekowi zajęcie takie, aby się nie oderwał. Kupił byka, miał z niego jedzenia na długo, a Bokowi kazał prać skórę, aby była biała. Bok prał dzień i noc, prał zawzięcie, nie odrywał się wcale. Był stworzony podług przepisu, nie
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/218
Ta strona została skorygowana.