tylko zgadywał, także robił wszystko akuratnie. I błotem i szutrem szoruje bez ustanku, a im więcej pierze, tym skóra czarniejsza. Rabin niespokojny, wciąż czuwa, to schodzi z góry na Tudiów, to z daleka ciągle myśli to samo: „Prać skórę, prać skórę, prać skórę“. Bok skoro tylko poczuje tę myśl, pierze jeszcze zawzięciej. Rabi posyła mu także w nocy z jaskini prądy, swoim sposobem: „Prać skórę“. Kiedy modli się, wciąż przerywa: „Prać skórę“. Zasypia: „Prać skórę“. Budzi się: „Prać skórę“. Dla rabina tak nudzić się i nic nie myśleć, to najstraszniejsze nieszczęście, to piekło. A przecież czasami pomyśli, ale co? „A co będzie, kiedy już wypierze skórę? Brr“.
Na szczęście, im więcej Bok pierze skórę, tym czarniejsza. Czemu na szczęście? Bo i sam Bok tym czarniejszy. Róść — rósł dalej, ale dzięki Bogu już go nikt nie widział, a malutki warunek był taki, że im Bok większy, tym mniej chce się mu jeść. A jak długo można wytrzymać przy takiej robocie? Sczerniał do reszty, wyczerpał się, zginął w końcu, a skóra byka pozostała czarna. Nawet rabin przez ten czas poczerniał.
Rabin odnalazł mołoczego w Kutach, zapłacił mu jak mógł. Mołoczy pogrzebał Boka na boczku cmentarza, bo przecież człowiek był, i to przepisowy. Namęczył się, że popamiętał, to nie fraszka takiego wielkoluda grzebać. Dlatego od dawna w Kutach jeden mołoczy drugiemu przekazuje to dokładnie. I to jest prawda. Takiemu, co sam pogrzebał, jeszcze pewniej można uwierzyć, niż temu co mówi, że zrobił. I to całkiem pewne, że nikt za Bokiem nie płakał. Całe miasteczko świętowało, cieszyło się, że już się nie będą więcej mieszać do Żydów. Od kiedy człowiek pogrzebany, rabi Mojsze Kitower stał się sławny, wielki.
Duwyd przerwał i znów wycierał twarz czerwoną chustką i zakończył:
— I proszę was, cud za cudem, a widać — swoboda niebezpieczna. Mój tatuńcio mówił takie słowo chasydzkie: „Tylko morze jest swobodne, bo ma brzegi.“ Dla rabina brzegi za ciasne, jemu swoboda wciąż szumi aż do cudu. Dla Boka wszystko za szerokie, jemu skórę prać. I z tego nauka: ja nie Bok, po co ja mam zgadywać, a potem skórę prać? Ja nie rabin, po co mnie swoboda i kłopoty z cudami? Ja mam przepisy wyraźne, ja słucham.
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/219
Ta strona została skorygowana.