— Oj, nie, panie dziedzicu godny, ksiądz nie żartuje i Tanasij nie na żarty. Posłuchajmy, to sprawy ważne.
Tanasij, nie ciekaw słodyczy Słowaka, zaśmiał się i usiadł.
— Właśnie, że żarty. A czemuż ja car, pan-otczyku?
— Niech będzie żart — zrezygnował ksiądz, śmiejąc się kwaśno — car-samodzierżca nigdy nie dopuści, aby ktoś mógł zgadnąć, jak trzeba postępować. Dziś tak nakaże, jutro przeciwnie, a pojutrze znów inaczej. A wszystko pod karą na to, aby wypróbować posłuszeństwo, aby mógł trząść poddanymi, uciskać i nękać. Wy raz przeciw rachunkom, potem przeciw cudom, raz przeciw Patentowi swobody, a potem swoboda — to cud. Raz człowiek zakała, potem człowiek to cud. Raz cudy dla durnych, a raz przepisy dla najdurniejszych. Nikomu nie dajecie swobody. Teraz pan kupiec mówi zupełnie słusznie o religijnych przepisach, a wy w poprzek. — Młody ksiądz rozpalał się coraz gorliwiej.
Tanasij westchnął cierpliwie.
— Słuchajcie do końca, pan-otczyku lubyj, ja wam nigdy nie przerwę kazania, choćby sama sieczka.
Poperecznyk świdrując zuchwale oczyma spoprzeczył pośpiesznie:
— Patrzajcie, gazdo Urszego, jak nasz naród niewdzięczny! Jeszcze sześćdziesiąt lat nie mam, a takiego smarkacza-drapichrusta jak ja, już nazwali ludzie Poperecznykiem. A was dopiero młody ksiądz z Rzymu odkrył. Kołomyja wielkie miasto, zabłądzić łatwo, a w Piśmie Świętym jeszcze łatwiej. Ja w Piśmie nieuchodzony, ale dobrze pamiętam, jaka tam kara stoi dla niewdzięczników: „Lepiej będzie Sodomie i Gomorze niż im. Już małym dzieciom prawda odkryta, tylko im nie.“
— Poperecznyku — odburknął Tanasij — idź i ty do Rzymu, do papy, Ojca świętego. Właśnie ogłosił ksiądz, że niemylny, jemu taki jak ty się przyda. A mnie po co?
Poperecznyk opuścił głowę niby to pokornie, dorzucił cicho:
— Tak, tak, wy i papa rymski i poperecznyk w jednej osobie, cud —
Osaczony Tanasij, stosownie do nagany dla cienkiego piwa, pociągał je długotrwałym łykiem, jakby zamierzał unicestwić je. Gdy wszyscy umilkli, ciągnął dalej:
— Jak przepisowy, to nie człowiek. Człowiek — swobodny. To mi wielki cud takiego z gliny zamiesić. Według przepisu potrafi każdy, tak jak z mleka wyglegać bryndzę, ja także.
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/221
Ta strona została skorygowana.