Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/232

Ta strona została skorygowana.

— Właśnie — podchwycił Foka — to możliwe, to pewne, że czasem coś któremuś spadnie z języka. A światły sąd rozwikła chyba, że z braku nauki. Ale zawsze lepiej zawczasu wiedzieć. Przeto pouczcie nas, jeśli łaska. Z samego milczenia nikt się nie pouczy.
Pan Jakobènc poprawił długi surdut, wytarł nos starannie, wydął wargi. Pytał sam siebie:
— Jakżeż pouczyć? Pouczyć? — spoglądał wokoło. Z tłumu prysnęła odpowiedź mimowolna: „pouczcie“. — Głowy zakiwały się, poniosło się szmerem: „pouczcie“.
Barwy zapadały powoli w mrok. Zieleń szarzała, czerwień czerniała, tylko twarze świeciły się, tylko oczy błyskały. Najdłużej świeciły białe czupryny starców i białe peremitki starszych kobiet, a nade wszystko okulary księdza wikarego.
— Pouczyć? — pan Jakobènc rozciągał słowa jak ciasto francuskie, a czasem dmuchnął je w nos porywiście jak kłęby dymu. — Niełatwo, taj już. Tymczasem — jedno szczęście macie ludzie. Bez nauki, bez mądrości, w górach siedzicie schowani. Szczęśliwi jak młodziutkie kozy na wiosnę. Ale kozy postarzeją się, będą z nich łupić skórę. Zmądrzeć? Ha, to trzeba naprzód na głowie stanąć, potem ponad głowę wyskoczyć, spoglądać daleko, dwie ulice za siebie i przed siebie. A w końcu dobrze oczy zamrużyć, głową nurka do wody i tam przeczekać. — Pan Jakobènc oglądnął uważnie słuchaczy, rozsiadł się szeroko i cedził: — Po-u-czyć. To z daleka idzie, od samego potopu świata. Przed tysiącem lat nasi przodkowie także w górach żyli. Pod wschodem słońca, w Armenii. Tam nie to co tu. Skały pod niebo. Góry Ararat trzy razy wyższe od Czarnohory. W skałach ukryty ogień grzeje, czasem piecze. Ogień w kasie, a woda też. Stamtąd na wschód słońca i na zachód ogromne rzeki się toczą. Tamtędy dołami był potop świata. Wyratowało się w korabiu co najlepsze. Podczas potopu Noe wylądował na samym wierchuszku gór Ararat. Wody opadły, Noe patrzy: w dole się świeci, zielony kraj. „To dla nas! Synku najmłodszy, wypędzaj trzody na paszę, a wypuść zwierzęta z arki na swobodę.“ Od tego syna nasz ród. W armeńskich górach, bogactwo, skarby w skałach, srebro, żelazo, miedź, pewnie złoto, któż wie co jeszcze. Nasi przodkowie pierwsi odkryli. Trzód hodowali bez liku: bawoły, konie, kozy, owce, a także wielbłądy garbate i osły z długimi uszami. Pierwsi budowali zamki, każdy zamek osobne królestwo na skale. Między skałami wąziutkie szczeliny, nad każdą zamek wartuje.