Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/249

Ta strona została skorygowana.

ćwiartowali trzej tacy — jedni przyjaciele fałszywi, Persja, cywilizacja! I stara dynastia, do współki z wyskoczkami z trawy. Razem z nimi Turcy, co przedtem służyli u nas za policjantów i koniuchów, i ci trzeci, przedtem ich nawet nikt nie chciał na targu niewolników kupić, aby koni nie zawszyli. U nas podziałów bez liku, a wolne narody...
— I cóż wasi? Poddali się? Pogodzili się z tym?
— Trzeba koniecznie przeczytać, panie dziedzicu. Nie pogodzili się, gdzież tam! U nas powstań bez rachunku, takiemu kto by to zliczył, warto dać furgon safianu. Postęp okropny, po każdym powstaniu mądrych coraz mniej, za to Turcy wcale nie postępowi, wzięli się na rachunek, policzyli sobie nas dokładnie, wyniszczają podług rachunku i wyniszczą. A wolne narody?
— Na pewno wiedzą. Francja, Anglia protestują chyba. Może ingerują?
— Tak, tak, ingerują szeptaniem: „Cicho, Armenio!“ A książkami po trosze podpalają: „Trzymaj się, Armenio!“ A kiedy nas już całkiem wyniszczą, na prezent wielkanocny przyszlą nam papier — złotą hramotę, fałszywymi brylantami wykładaną: „Wolna Armenia“. Nikt tego nie dożyje, a gdyby który dożył, to mu nawet nie pozwolą tego papieru zawiesić na rynku. A kiedy tacy jak my, no, niedorżnięci, każdy z jednym okiem wybitym, a drugim podbitym, uciekną do Lyonu, panienki lyońskie ubiorą się na święto w jakieś jarmułki, powiedzą, że ormiańskie i będą szczebiotać: „tiu-tiu-tiu! Witajcie na wolności.“ Przez całe dwa tygodnie w modzie będą te jarmułki. Wolność! —
Dziedzic uderzył ręką w stół niecierpliwie.
— W walce zdarzają się klęski. Proszę, panie Jakobènc, odpowiedzieć mi prosto, bez kpin. Z jednej strony wolność ludzka, prawo i postęp, a z drugiej tyrani, pachołki tyranów i ciemność. Walka nieubłagana. A pan, poważny człowiek, stanowczo twierdzi, że tyrania zwycięża, i to z rachunku, czyż tak?
— Z rachunku, panie dziedzicu, jeśli walka nieubłagana, to zwycięży większy łajdak, a jak go nazwą, to zależy od gustu zwycięzcy.
— Same szyderstwa, urągania i muszę już powiedzieć zbyt łatwe, a pan mówi, że się nie śmieje.
— Nie, ja nie śmieję się. Ja wiem nawet, że kiedy papiery spadną całkiem na dół, to wtedy najlepiej je kupować. Ale ja