Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/250

Ta strona została skorygowana.

za stary na to. To nie dla mnie, tylko gotówka. Ale wspominam, przypominam, wcale niewesołe i z tego...
— Więc cóż pozostaje? — szarpnął się dziedzic.
— Zawsze milczeć.
— I na tym koniec?
— Nie koniec. Zawsze pamiętać.
— A tymczasem co? Kupować kozy czy jak?
— Tymczasem — można kupować książki, iluminować albo lubować się lasami jak pan. Wolny wybór i tyle wolności.
— A cóż będzie z tego dla naszych dzieci, na przyszłość?
Pan Jakobènc stęknął, przygasił głos:
— Mój panie dziedzicu dobrodzieju, pan sam się podpalił książkami, a teraz mnie przypieka zanadto. Pan młody, ma rodzinę, dzieci, ja stary, bezdzietny. Kontrakta na co dzień, a do poduszki possę sobie palec. Tak jakoś myślę o Armenii, a nawet tam nie byłem. Jak gdybym zasnął pod baranicą, a potem głowę wychylił na mróz. Wącham z wiatru jak pies.
Wiatr uderzył nie na żarty. Wszyscy wstawali, wymykali się, znikali w mroku. Przy stole pozostali tylko pan Jakobènc, Tanasij, Maksym, dziedzic, wikary, Duwyd i młody Matijko. Podczas dialogu pana Jakobènca z dziedzicem, Tanasij przysunął się do nich całkiem blisko. Z obcych mu słów niewiele mógł pojąć, przeto oglądał chciwie w mroku twarze, jakby chciał wzrokiem coś uchwycić. Powiedział powoli, smętnie.
— Słucham, a słowa dla wiatru, nie dla mnie. Oglądam, a lica i usta w mroku. Gdyby to w świetle, tobym was rozkąsił. A tak — to ja ciemny. A przecie uciesznie posłuchać pańskiej kłótni o polityce, swobody wam wciąż za mało. — Tanasij zaśmiał się. — A ty, Maksymie, płótno swoje rozciągnąłeś na całe popołudnie, a teraz już nic nie poradzisz panom? Jakaż wróżba z rewaszów?
Maksym mruknął niewyraźnie:
— Ta sama, pilnować.
— Dobrze, a kogo? Łajdaków czy cesarzy? Moskali czy Turków?
— Siebie, długów.
— Widzisz przecie — kpił Tanasij — jak martwią się panowie, sprawa pilna, a ty wciąż swoje.
Maksym zaśmiał się także:
— Dobrze, Tanasiju, niech długi zrzucę, zaraz do polityki, tak za sto lat może? Ale polityka będzie inna.
Tanasij pocieszał: