Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/254

Ta strona została skorygowana.

— A przemównika wołacie do jegomości?
— Gdybym nie daj Boże przed nim umarła, toby trzeba było, a tak to ja sama przemównik. Wszystkie zgryzoty mu wygadam z głowy. Kałynko, ja tego nie zniosę, trzeba coś zaradzić, od czegóż jestem? Zmartwię się tobą, rozchoruję się sama, jegomość będzie płakał. A tu tyle roboty, któż zrobi? Katerynko, mężczyźni niedbali, zawołać najpierwszego przemównika. A którego by to?
Kumy znów porozumiewały się wzrokiem. Kateryna uśmiechnęła się. Za tyle serdeczności należała się szczerość. Rzekła półgłosem:
— Jejmość, już był. I jeszcze przyjdzie. Dosłyszałam, co mówił: o korzeniastej boleści, wyrwał jej korzeń, teraz to jeszcze boli w środku. Wyklinał, że strach.
— A któryż przemównik?
Kobiety wymieniły uśmiechy.
— Mówcie śmiało. Jegomość czasem pomstuje na przemówników. Musi. Ale rozumie, przeciw dobrym nic nie mówi, bo ludziom pomagają, to chrześcijanie. Jegomość mówi, że — jak się to nazywa — w tych Listach apostolskich, święty Jurij, ale nie, może święty Jan, wszystko jedno, no, tak pisze ten święty: kto nie kocha ludzi, nie pomaga, ten nie chrześcijanin, choćby wciąż o Bogu pytlował. Jegomość święty człowiek, tyle ma zmartwień z grzechami ludzkimi. A kiedy się rozzłości na ludzi, to martwi się, że sam grzeszny. Same zmartwienia. Co by on robił beze mnie. Kałynko, a który przemównik?
— Ten mały, garbaty z Bukowca, z wierchu — szepnęła Kałynka.
— On z wielkiej szkoły, od dziada ślepego ciągnie znanie — dodała tajemniczo Kateryna.
— Już wiem. Cichutki człowiek, nie taki rozsławiony, ale to lepiej. Dzięki Bogu! Kałynko, jaskółko moja, mam trochę tych dzieci, ale chciałabym cię mieć za córkę. Takich jak ty na Hucułach nie ma. Tutejsze niewiasty jakie? Nie gniewajcie się, Kateryno, ja już wiem.
— O cóż się gniewać, jejmość, znam ja tutejszy naród babski — mruknęła złowrogo Kateryna i splunęła.
— Patrzcie na te oczy — wołała księdzowa — święte promienie. U księdza Kobryńskiego w Rożnie taki obrazek, italiańska Bogarodziczka, oczy wywrócone do góry, Kałynka wykapana. Szkoda, że tobie nie dali na imię Maria, bo ja Maria, ale już przepadło. — Wstała, pocałowała Kałynę, Kałyna po-