Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/259

Ta strona została skorygowana.

Kto cię nie possie — zeschnie się, skazi,
Odnów się, świecie, przyjmij to dziecię.
Raduj się.

Potem powtórzył całą pieśń ułożoną dla Hafijki. Deszczowe struny grały coraz szumniej. Gawecio stojąc obok starego dogrywał na skrzypcach. Śpiew Tanasija mocnym rytmem stąpał poprzez szum niezbyt prędko, niezbyt powoli.

Bodaj tota diwczynońka hulała-szumiła
Tak jek usi kernyczeńky na sjetoho Jurija.[1]

Znów święty Jurij łyskał, trzaskał batogiem. Tabuny chmurowe rżały zwycięsko. Odnawiał się świat, znak był dobry.
Tanasij odśpiewał swą pieśń. Przemoczeni kumowie i inni człapając i ślizgając się po mokrej trawie, zmykali przed ulewą. Księdzowa w zupełnie zmoczonym pudermantlu, ze zmoczonymi włosami, rozweselona i zadyszana nagliła, upominała:
— Czekaj Sławku, prędzej, prędzej. Zaraz zrzuć sutannę, daj suszyć. Panie dziedzicu, płaszcz zapiąć, pan jeszcze młody, trzeba uważać. Tanasiju, nie żartujcie z deszczem, wy nie taki młody.
Wpadła do Kałyny, w zapale trzaskała drzwiami, rozgarniała dziecko.
— Kałynko, duszko, Bóg łaskaw, święty Jurij też, nie martw się, ptaszyno, znaki doskonałe, ja już wiem!



  1. A niechby ta dziewczyneczka hulała-szumiała,
    Tak jak wszystkie źródełka na świętego Jurija.