czemu nasza rzeka nazywa się Czeremosz. Co to za Czeremosz? Z jakiego rewaszu i co na to malutki pobratym?
— Nieraz o tym myślałem, szukałem, ale takich rewaszy nie ma, to musi być zagadka.
— Szymbałe, szymbałe, coż to za zagadka? — szydził Tanasij.
— Trzeba szukać. Kto zabłądzi w syhłach, w puszczy, za Riabyńcem albo dalej, zdaje mu się, że przepadł. I kiedy uwierzy w to — przepadł. Musi dobrze słuchać. Najwięcej wody. Woda zawsze poradna, woda wesolutka. Jesienią i zimą biedniejsza niż latem w zaroślach a bliższa. Ją samą słychać. Tak jak kiedy człowieka spotkasz w puszczy, on też biedniejszy niż w chacie, a lepiej go widać, niż gdy schowany między bogactwem. Tak samo z wodą. Ja nie dosłyszę, mój malec dosłyszy. Jedna maleńka struga szepnie i my już przed zagadką, idziemy za nią przez wiatrołomy, przez gęstwiny, przez berda, dojdziemy do Czeremoszu, zagadka jasna.
— Cóż za zagadka? — niecierpliwił się Tanasij.
— Zagadka taka: każdy sam, każdy ma prawo swoje. Kiedy wyjdzie z puszczy ku rzece, usłyszy z daleka: „Cze-re-mosz, Cze-re-mosz“ i już nie sam. Czeremosz łączy wody i ludzi do zgody. „Posłuchajcie, dziadulu — mówi mi kosmaty — jakie tu zebranie, stary Czeremosz poucza każdą strugę.“ „Jakżeż poucza?“ — pytam kosmatego. „Poucza tak: bez ciebie nic nie będzie, choćby wszystkie strugi wyschły, ty nie schnij.“ I zrozumiałem, w tym rzecz, wszędzie to samo. Nie wyczerpać się, nie puścić, nie zdradzić! Taka zagadka dla zgody.
Tanasij uśmiechał się smętnie.
— Do zgody? Nie nasłuchałbym się ciebie, Maksymie, a dopóki Ona carycą tego świata, do zgody tak daleko, jak wczoraj i przedwczoraj. A czyż ty wiesz, czy słyszałeś może, jakie ma Ona imię tajne a prawdziwe?
— Nie, nie słyszałem.
— Wybaczcie, panowie, to ohydne. Ona się zowie „Tajna-Babylon“ — wyszeptał Tanasij. — Dopóki Ona, zgody nie będzie, aż przyjdzie ziemia nowa i niebo nowe. Tak anioł pisze, to...
Tanasij rozglądał się badawczo, czy tajemne słowa Listu dotarły. Maksym mówił twardo:
— Człowiek dobrze wie, że wszyściutko na nim stoi, a lubi się wymawiać, aby karbować tylko dla siebie. Spróbować nie chce, niech inny spróbuje. Niech ziemia próbuje, niech niebo
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/273
Ta strona została skorygowana.