Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/274

Ta strona została skorygowana.

próbuje. A Jezus nasz powiada: „Ja spróbuję. Ja biorę na siebie wszystkie długi.“ Przeto ja sobie tak miarkuję po chłopsku: „Człowiecze, opamiętaj się i ty! Na ciebie kiwa niejeden list, korzonek niejeden czeka cierpliwie. Wszystko na tobie! Trzymaj się, tyś sam jeden dłużny. Trzaśnij, a nie puść, nogami się trzymaj, zębami się trzymaj. Waż się!“ — I taki mój rewasz końcowy.
Goście spoglądali długo jeden na drugiego. Tanasij westchnął:
— Ty ważysz się, Maksymie, i może jeszcze ktoś się waży... A bardzo się boję...
Na dworze słychać było kroki, drzwi otwarły się nagle. Wszedł Foka. Wionęło chłodem i wilgocią, błyskawice rozlewały się, gromy odjeżdżały jeden za drugim.
— Proszę was na wieczerzę — ogłosił Foka.
Maksym zakończył:
— Kiedyś Foka przeczyta wam ciężkie rewasze dziada gromowego. Ten się ważył! Nie to co ja z moimi deszczułkami.
Stary kanonik chrząknął kilka razy, wstał, wyprostował się, zapytał poważnie, urzędowo:
— A wy się modlicie, Maksymie?
— Modlę się.
— A jak?
— Tak jak mnie nauczyli, po starowiecznemu i po cerkiewnemu, a przeważnie sam z siebie, tak jak wtedy, kiedy byłem mały i sam.
— No, to pomódlmy się po waszemu — rzekł ksiądz.
Wszyscy wstali, Maksym mówił głośno zwrócony ku kątowi:
— Hospody-Słoneczko, jakaż mraka gruba, jakaż żurba bezkonieczna berdami się ciągnie od świata ku Wam. Wyście watah doskonały! Z mraki wybawcie, pouczcie czym spoprzeczona droga modlitwom naszym, czym zarąbana? Pouczcie nas wszystkich, a zacznijcie od smutnej chudoby, ode mnie. I dzięki Wam, Amen.
— Amen — powtórzył głośno ksiądz.
— Amen — powtórzyli inni półgłosem.
Tanasij podszedł do księdza, szeptał tajemniczo lecz wcale głośno:
— Nie pogniewajcie się, ojcze duchowny, teraz widać kto biskup. A może jeszcze...
Ksiądz wskazał palcem w górę. Maksym wytrzepał starannie