Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/277

Ta strona została skorygowana.

Ja hadała, mij myłeńkyj, hasyty, hasyty,
Pysanymi horszieczkami wodyczky nosyty.[1]

Polityka przyczaiła się, po czym wstawała znów z każdej okazji.
W grażdzie zasiedli znów sami doborowi goście. Zanim zaczęto wieczerzać, polityka grała równiej niż za dnia. Jak wody górskie po burzach i szumach, gładząc długo brzegi i dno, w mrukliwym bulgocie przyjaźnią się ze skałami, tak szumne święto wygładziło różnice w przyjaźń trzeźwą lub wytrzeźwioną. Rozmowy bulgotały stłumionym pomrukiem przez grażdę.
Była to okazja dla kanonika Buraczyńskiego. W ciągu dnia wydrzemał się nieźle i pod noc ożywił się, jak niejeden stary człowiek. Z obowiązku, dla usunięcia wątpliwości powetował niedomówienia całego dnia w dłuższym wywodzie o polityce, ni to kazaniu, ni to improwizacji poetyckiej zaczerpniętej z długiej praktyki, a przeznaczonej zarówno dla zapewnienia hucznemu świętu spokojnego finale, jako też dla trwałego zapamiętania. Uśmiechając się figlarnie tak też kończył z zapałem:

— Stara przypowiastka głosi: procesja idzie, trzymajcie byki! A ja powiadam: pętajcie języki! Mówi się to i owo, mówić wolno, a co na sercu — mówić trzeba, ale przed głównym karbem, hou, stójcie wy byki, dębiejcie języki! A któryż to karb? Bóg i człowiek. Cerkiew święta — wrota i serce otwarte dla każdego. I prawo. Każda wiara ma swoje prawo. Szanuj jednako, nie naruszaj chrześcijanina czy Żyda, pana czy Cygana. Turka, Anglika, Niemca choć niemy, Francuza choć bezbożny, lutra choć z pałką, nawet kacapa choć z harapem, nie naruszaj! Nie wolno, to prawo Boże i prawo ludzkie! Czy on biały czy czarny, czerwony czy zielony, biedny czy bogaty, gładki czy srokaty, chudy czy brzuchaty, goły czy kudłaty — to twój brat, twój bliźni, basta, nie naruszaj! A jeśli oni sami siebie naruszają? Ty trzymaj się, zatnij się, pęknij, a nie naruszaj! Bierzcie sobie przykład z tego naszego brata, Maksyma Szumeja! Żaden pies nie zaszczeka nań, żadna żmija nie zasyczy, żadne stworzenie nie poskarży się Bogu, aby kiedy które

  1. Od kiedy cię nie widać, moja nocka mała,
    Oj, jak ta połonynka ogniem pałała,
    Ja myślałam, mój mileńki, żeby gasić, gasić,
    Malowanymi garnuszkami wodę nosić.