Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/281

Ta strona została skorygowana.

dając znać hołdownikom, aby siadali, a tego i owego klepał przyjaźnie po ramieniu.
Następnie hodował osobiście, celebrował ucztę, kierując podawaniem. Sam nalewał zupę, a na skinienie jego oczu Semen w uguzikowanej liberii natychmiast podawał gorące, przypiekane i chrupkie kapuśniaczki.
Nie była to byle jaka zupa, lecz prawdziwy „złoty rosół“ z drobiu, według przepisu z wesel żydowskich. Potem pstrągi po huculsku na śmietanie skakały do ust chyżej niż przez wodospady. Potem kurczęta przetykane czosnkiem, a tak rozmiękczone, półpłynne, że nawet kosteczki nie chrupały, lecz zaledwie kwiliły w ustach. Potem głuszce w bajcu, tak skruszone, że rozpływały się w ustach jak pasztety, potem jarząbki — — Pan kucharz z surowym chłodem doglądał podawania równie ważnego w jego oczach jak sporządzanie potraw. Semen i obie baby pociły się pod brzemieniem odpowiedzialności.
Wszyscy umilkli. Księdzowa, nabierając pierwsza i dokładając ostatnia, wyrażała uznanie, wpadając w marzycielstwo:
— Przy takich specjałach człowiek szczęśliwy, zaraz wspomina specjały najspecjalniejsze — barszcz z uszkami tak nadziewanymi, że grzybki zachodzą w rybki, a rybki w grzybki, nie można odróżnić. Młoda tłusta szynka w sosie czekoladowym, nikt nie odgadnie, czy to przekąska czy legumina. I sorbet, sorbet! Ale biały migdałowy, taki, jak czasem bywa leśny spadziowy miód, najlepiej, gdy odrobinę wanilii, a nawet krztynę pieprzu dodać. Moja ciotka Pulcheria to majster od tego, a czy uwierzycie, nasza pani dziedziczka młodziutka, prawie dziecko, także majster od sorbetów. To tureckie, z Bukowiny.
Z kolei zajadano białe ciasteczka w kształcie półksiężyców zwane cynamonikami.
— Chrupie jak piasek, a smakiem ciągnie do nieba — mówił z uznaniem Tanasij.
Księdzowa potakiwała żywo. Pan kucharz, widocznie na skutek umowy z gospodarzami, dyskretnie kierował podawaniem napitków. Wino było lekkie i znacznie mniej niż podczas obiadu. Tanasij uparcie nie kosztował wina i chwalił jedzenie:
— Potrawy pańskie delorne, przy nich cała polityka na nic — zwracał się do kanonika. — Mam i ja za pazuchą List o polityce taki, że grzmi, ale nie powiem, bo u jejmości uszka delikatne, nie takie jak u naszych bab, trzeba szanować.
— Jakiż list, Tanasiju? — zaciekawiła się księdzowa.