— A co, Maksymie — krzyczał do starego Szumeja — czy u ciebie w całej stadninie jest choć jeden srokacz?
Maksym zaprzeczył w milczeniu. Tanasij pozostawiony sobie zrzędził dalej:
— Tu pański koń, tam babski pieszczoch, jeden tańczy i drugi tańczy. Będzie wam taniec.
Dziedzic głaskał swego konia, jakby pocieszał go. Powiedział pojednawczo:
— Popatrzcie, gazdo, co to za dobre stworzenie, oczy ma jak dziecko.
— Dziecko to dziecko — skrzeczał Tanasij — takiemu właśnie niańki potrzebne. Ano popatrzcie na moją starą Mysz. Ona sama najpierwsza niańka!
— Ależ to szlachetny koń — oburzył się dziedzic w obronie swego wierzchowca. — Na równinie żaden mu w biegu nie dorówna, niesie jak kołyska.
Tanasij upierał się.
— Co komu z biegu, po co śpieszyć się? A mnie po co kołyska, ja nie jajko wielkanocne. Konisko męczy się i hocka, niech i ja się podhockam.
Dychawiczna Mysz, skrzypiąc i świszcząc oddaliła się wraz ze swoim jeźdźcem, obchodząc stromiznę. Po chwili wróciła. Tanasij kończył:
— Wasz koń śliczny, to prawda, a niechaj go złodzieje kuccy przemalują, ich także będzie nosić jak kołyska.
— A wiecie — opowiadał dziedzic nieco ożywiony — raz w Kołomyi ukradli mi konie ze stajni w hotelu. Raniutko budzi mnie Hawryło z płaczem: „Panie, ja się powieszę, koni nie ma!“ „Czekaj — powiadam — powoli, biała kobyła cętkowana jabłkowato, poznamy choć gdzie.“ Ale gdzie tam. Przepadły konie. I co się pokazało? Żydzi odkryli moje konie na Bukowinie aż w Storożyńcu. Złodzieje przemalowali je i pędzili na jarmark do Radowiec. Tymczasem deszcz rozmazał farbę i tak się to wydało.
Tanasij był rad, że mógł się wreszcie rozgadać.
— Złodziej koński równy z Kainem i z Judaszem, gorszy od tych co dzieci kradną. A drugi, para do niego do zaprzęgu, rodzony brat złodzieja, to kupiec koński. Już nie rozsądzę, który gorszy. Widziałem na Bukowinie, jak oficerków durnych oszukują. To w oczy dmuchają, aby były żywe, to miarę pokazują: „O jaki wysoki!“ To konia kłują szpilką schowaną w rękawiczce, aby się wciąż kręcił, niby że bardzo ostry i aby
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/30
Ta strona została skorygowana.