Tymczasem usiadłszy obok dziedzica, sama siebie wciągnęła w konwersację:
— Późno okropnie, naprzód zagadałam się z kumami, potem zdrzemnęłam się, jak kotek w poprzek łóżka Kałynki. Ja zawsze wieczorem tak nagle, Ach, to rozkosz! Zasnęłam na śmierć. Tak jak z poezji tego lorda, no Bjarjana. Pan już wie, panie dziedzicu? Tego co wciąż rekomenduje, jaka to śmierć śliczna, same delicje, i kiedy go się zacznie czytać, zaraz strasznie spać się chce.
— Któryż lord? Przepraszam, pani dobrodziejko — stropił się dziedzic.
— Lord Bajron — poprawił dobitnie ksiądz małżonek.
— Czekaj Sławku, wiem co mówię — rozładowała się księdzowa — Pani kasztelanowa pokazywała mi czarno na białym. Pisze się by jak byk i dalej ron jak ron-del. Ja już wiem. A mówi się jakoś kwa-kwa z kartoflem w gębie. To ja już wolę po ludzku. Krętactwo angielskie, gdyby pan wiedział, panie dziedzicu, jak oni przekręcili tego Szekspira! Język kamienieje, a przecież to napisać łatwo. Pokręcili wszystko i z tego milczą. Z takimi gośćmi zmartwienie, ledwo się człowiek ucieszy, już milczą.
Ksiądz Pasjonowicz raz jeszcze wtrącił ostrożnie:
— Kiedy pani domu mówi bez ustanku, to inni muszą milczeć.
— Co? Może ja za dużo gadam? Może ja gaduła? Ja szlachcianka. Nasz pan Mickiewicz napisał: Polskę oniemić, to znaczy zniemczyć. Nieprawdaż, panie dziedzicu? Po niemiecku ja owszem, ale oniemić, nie! niech Bóg broni. Nieraz myślę sobie: ten biedny lord tak się męczył z Anglikanami, a potem znudził się i zaczął pisać o śmierci, ja już wiem. Nieprawdaż, panie dziedzicu?
— Widzę, pani dobrodziejka szczególnie interesuje się lordem Byronem — odpowiedział dziedzic, aby coś powiedzieć.
— Od najmłodszych lat! Pani kasztelanowa, bywało, siądzie sobie w tym szerokim połatanym fotelu, tęga, tęższa ode mnie, po prostu śliczna, i tak mnie poucza po swojemu: „Ten lord, uważasz Marysiu, bardzo modny, śliczny panicz, apetyczny bałamut, zerwigłowa. Kształć się, panna, czytaj, czytaj, Marysiu“. A wszystkie starsze panienki, jej dam-de-kompani od cnoty, jedna przez drugą, szepcą mi na boczku po cichut-
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/312
Ta strona została skorygowana.
2