Widzicie, nasz koń nie zdradzi, ani wilk, ani złodziej, ani kupiec nie da mu rady.
Wcielony chichot, jadący konno z tyłu za Foką, posypał się z siodła i zacichł. Tanasij obejrzał się z groźbą. Ludzie i konie kiwali nadal głowami bez oporu.
— No i cóż, stadnina cesarska nie upomniała się, przepadły im konie? — pytał dziedzic.
— Zbaranieli, myśleli, że ktoś ukradł. Skąd im wiedzieć? Tak pół roku minęło. Pawło przeczekał, naśmiał się, ale to gazda, przekazał przez jakiegoś świtowana do Łuczyny: „Konie wróciły, powiedz niech je sobie odbiorą.“ Konie pasą się przez lato tam wysoko, potem zimą zeszły na doły, a gdzieś na przedwiośniu nowa komisja zjeżdża, ale już komendant Łuczyny, sam Oberszt, na czele. Znałem go dobrze, taki jak ma być; głowa końska, oczy końskie, no, człowiek! I to nie byle jak przyjechał, nie furmanką naokoło przez Kuty, ani drogami jak inne komisje, tylko wprost stamtąd, od Kirlibaby, potokiem Sarata przez Hostyn. Samą staroniedźwiedzią dziedziną, źródłami, gruniami, lasem pierwowiecznym. Konie zmachane, oficerowie nie mogą się ruszyć, żołnierze gdzie legli, tam śpią. Oberszt ledwo zsiadł z konia, za głowę się chwycił: „Jakże tu konięta doszły same? My zbrojni a ledwo przebrnęliśmy.“ Pawło ugaszcza jak należy, nikt nie może jeść. Obersztowi pilno do koni. „Zostawmy ich, niech śpią.“ Pawło oprowadza i powiada: „Poznawaj, panie, twoje konie.“ (Pawło do każdego „ty“ mówił). Szukają po bukowinkach, konie po staremu pasą się, wyciągają sobie zieleń spod śniegu, każda rodzina z ogierem. Oberszt ogląda: „Niby te, ale nie, jakieś inne, przemalowało je. Cóż robić?“ Tymczasem Oberszt nie bardzo się trapi, dalej lubuje się końmi, nie mierzy, nie maca, nie frycuje koni, tylko ogląda. „Ależ to konie! — mówi — jakbym moją całą rodzinę w Wiedniu zobaczył. A ty, Pawle, w środku jak tato.“ Potem posmutniał: „Wszystkie bym kupił, ale cała nasza stadnina cesarska nie ma tyle pieniędzy, co twoje klonie warte“. To człowiek! takiemu warto dać konie za darmo! I Pawło to dobrze rozumie, powiada mu: „Pogodzimy się jakoś. Z tobą, panie, warto pobratymować.“ „No, to pokazuj konie pobratymowi.“ Łazili po bukowinkach, po jarach. Oberszt cmokał, nawet całował konie. Koni nakupił, mówiono, nawet swoją pensję zostawił u Pawła. Pawło już całkiem udobruchany powiada: „Tyś człowiek wart, konie lubisz ale oczy gdzie masz? Swoich zbiegłych koni nie poznajesz? To ten i ten, przygląd-
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/32
Ta strona została skorygowana.