się, przemienia się, doskonali się we wszystkim. Jeszcze nie tak, nie że jeden człowiek, ten czy tamten, Iwan czy Petro, Jasio czy Moszko, doskonali się, tylko że cały ród ludzki, ludzkość cała, wszyscy ludzie przemieniają się. To nie znaczy, że już się przemieniają, tylko, że mogą się przemienić, stać się lepsi.
Tanasij złapał się za głowę, mówił śmielej:
— Dziedzicu lubyj, dokąd pan galopuje? Ja nie wiem, co u sąsiada za pazuchą, ja nawet nie wiem, czy ja sam jestem lepszy czy gorszy niż osiemdziesiąt lat temu. A gdzież taki mędrzec, co by wiedział o wszystkich ludziach? Choćby sam namiestnik cesarski, choćby nawet metropolita, a choćby nawet sam biedak święty, papa rymski, co tyle niespamiętanych spowiedzi ludzkich się nasłuchał, że wychudł jak hak.
— Dajcież dokończyć — przerwał dziedzic — wcale nie mówię, że już są, tylko że przemieniają się powoli, nieraz całkiem powolutku i dlatego w końcu mogą stać się lepsi, dobrzy, nawet doskonali. A pan Jakobènc mówi przeciwnie, że ani mowy i coraz gorsi.
Tanasij uśmiechnął się chytrze.
— Coraz gorsi? Ha, uczciwie mówiąc i mnie to jakoś bardziej do smaku.
Dziedzic znów przerwał porywczo podniesionym głosem:
— Gorsi? To wam do smaku? Śpiewanka odtrajkotana: „Co dawne to lepsze, co nowe to gorsze“. A czyż nie pamiętacie głodnych lat, wczoraj i przedwczoraj? I chyba zapomnieliście, że wy pierwsi na Ilci sialiście jęczmień i żyto? A czyż nie pamiętacie dawnych bójek, zwad, zasadzek, tak że z chaty do chaty nie można było przejść bez broni? Czyż nie pamiętacie dawnych dróg? Czy nie myślicie, że trzeba przez Bukowiec zrobić ludzką drogę, by nie łamać karków i końskich nóg? A czy nie pamiętacie niewoli, nalotów pańszczyzny, wojen, zarazy, wypraw karnych, prawa szubienicznego?
Echa poniosły się gwarnie i swarliwie po kątach i po strychach. Tanasij oglądał się lękliwie, podniósł palec, przyciszył głos:
— Ciszej mówmy, panie lubyj, proszę was, abyśmy nie zbudzili jakiej biedy. A wy tak gorąco galopujecie, że możecie je dopędzić. Co pamiętam, pamiętam twardo, ale tego nie pamiętam, aby ktoś od żyta samego, od policji pańskiej czy cesarskiej, czy naszej własnej, gminnej, ani nawet od sytości po głodzie, przemienił się na lepsze i na doskonałość. Mówię,
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/322
Ta strona została skorygowana.