Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/326

Ta strona została skorygowana.

nie małpą, ale rzetelną! Bo skoro taki ostateczny wyrok nauki, to niechaj nie partaczy, nie naukę żadną uprawia, nie duszę doskonali, lecz organy niezbędne dla naturalnego doboru.
Tanasij podchwycił:
— Co, co? Cóż za dobór?
Pan Jakobènc uspokoił się:
— Bajeczka zawstydzona, nikt jej nie opowie, a co wam kto opowie, wiedzcie, same łgarstwa.
Dziedzic pośpieszył się ze śmiechem:
— Ho, ho, pan dobrodziej nie tak źle poinformowany, jak się sam prezentuje, ale czyż pan sądzi, że nie ma naturalnego doboru?
— Właśnie, skoro mamy skłonić głowy przed majestatem nauki, to dusza bardzo zawadza. Precz i na śmiecie! Bo ludzie ciągle jeszcze żenią się podług stanów, narodów, wyznań, urojeń, mody i podług iluzji majątkowych. A tu wystarczy...
— Ale cóż zrobić z duszą? — wpadł Tanasij.
— Schować na pamiątkę, jak włosy po umarłym dziecku. U nas była...
Pan Jakobènc rąbnął ręką powietrze, urwał nagle. Tanasij wzruszył ramionami:
— Nic nie rozumiem.
Dziedzic wyjaśniał spokojnie:
— Zrozumieć nietrudno. Pan Jakobènc wciąż z nas się śmieje, raz w tę, raz w tamtą stronę. To mu przyjemnie i niech się śmieje. Wy pytacie, Tanasiju, czy człowiek gorszy, przez to, że ma duszę. Ja tak myślę: zwierzęta także mają duszę i to wszystkie, to widoczne.
— Nareszcie coś rozumnego — ucieszył się Tanasij.
— Poczekajcie — ciągnął dziedzic — i gdy znajdzie się ktoś cierpliwy, ale taki co nie dla siebie tylko, ale dla nich dobrze chce, kto je żałuje i lubi, taki potrafi je wychować, przemienić. Wierzę w to, bo widzę. Czyż nie tak?
Tanasij zasłonił oczy ręką i milczał, dziedzic powtórzył:
— Pytam was, czy nie tak? Wy w swoim życiu widzieliście jak nikt inny dużo zwierząt domowych i sporo leśnych, jak wam się zdaje?
Tanasij westchnął:
— Nie tylko zdaje się, ale wiem, że tak. I właśnie przypomniało mi się coś bardzo smutnego.
— Słuchajcie dalej — kontynuował dziedzic — powiedzieliście: może człowiek gorszy przez to, że ma duszę? Tak i nie.