Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/329

Ta strona została skorygowana.

— Widzę, panowie, że jakoś wam się nie klei z małpami, a szkoda, bo bardzo nie chce mi się wracać do chaty, do dymu gorzkiego, do starości, tfu! Małe troski po kątach jak głodne myszy, a wielka żurba zęby wyszczerza z powały jak wilk. Hodowaniec młody, położy się, śpi jak zabity, a ty stary gryź serce. Lepiej za dnia od razu wrócić do roboty.
— To zostańcie, prześpijcie tutaj, pojedziecie dniem — doradzał dziedzic.
Tanasij machnął ręką:
— Ja jestem dwudobowy, ostatni z wielikanów, z takich co jednym machem przeskakują góry, a także jednym machem dwie doby zagarną. A potem dwie doby odsypiają. A co mi ze spania? Przychodzą do mnie we śnie same mary, ci co minęli się. Gdy zbudzę się, jeszcze głos ich mam w uszach, jeszcze ręce w dłoni, szukam ich, a tu nikogo nie ma, sama starość, tylko cielęta pobekują na pocieszenie. Nie spać chcę, a nabyć się z wami, z żywymi.
— Najakuratniej, Tanasiju — uznał pan Jakobènc smętnie — gdy człowiek wróci do domu nocą — od razu stary. Najlepiej skoczyć do interesów, do kontraktów jak do kąpieli. Dla mne teraz za późno i za wcześnie. Zostańmy razem.
— To dobrze — rzekł dziedzic wstając — zostańcie proszę, a my z Semenem wracamy do domu. Żona czeka.
— Czekajcie panie, nie zostawiajcie nas — prosił Tanasij. — U was niestaro, jutro też będzie młodo. Zostańcie, bo w głowie mej zaśpiewuje jakaś dumka górska. Nie chcecie wy powiedzieć waszych bajek, to ja wam powiem coś o przemianach i o doskonałym. Ale tutaj już mało ludzi i sennie, chodźmy tam, gdzie gwarno. Duwyd niech sobie odpocznie.
Duwyd zerwał się:
— Co mi z odpoczynku? mieszkać tu nie będę, a nocą przez Bukowiec nie pojadę, życie mi jeszcze miłe. Ja do kompanii tam, gdzie Tanasij.
— I ja do kompanii — dziaukał dziadulo Serebraniuk — do świąt Bożego Narodzenia wspominać będę twoje słowa, Tanasiju.
— Tak, tak, mój Juroczku — smęcił się skruszony Tanasij — ja na ciebie haukam, a ty moje haukanie do berbenicy, ja kamieniem, ty chlebem.
— I ja do kompanii — roztętnił się stary wąsaty wujko z Bukowca.