w ceratę. Kańciastymi kulasami zapisywał w nim: cielęta, byczki, konie, drzewo, skóry, a osobno obliczenia, zadatki, wypłaty, należności. Niektórzy kazali sobie powtarzać kilkakrotnie to, co zapisał, tłumaczyli ponownie, zaczynając od początku świata. Nudzili Nykołę. Jako wielki pośrednik handlowy nie zabiegał widzialnie o nikogo, jednego chlasnął śmiechem, na drugiego namruczał. Nie obrażali się wszakże, wiedząc, że Nykoła nigdy niczego nie zapomni.
— Już po nabożeństwie, Nykoło? — pytał Tanasij.
Nykoła spojrzał figlarnie znad notesu.
— Nie dali mi poweselić się, od razu najechały cielęta, byczki. Taka dola, patrzcie — pokazał gruby zeszyt.
Duwyd szepnął smętnie:
— Bardzo przyjemna dola, daj nam Bóg, ale nie daje.
Tanasij podniósł głos:
— Ludzie, nie plamcie święta! Ty, Nykoło, schowaj zeszyt, a wy zabierajcie się od rachunków, siadajcie swobodnie naokoło. Nawet pan Jakobènc w święto nie rachuje. Lepsze śpiewanki tłuste byle wesołe, niż święto zatratować byczkami i świńmi. Teraz posłuchajcie mnie, wybierajcie: albo niech Nykoła śpiewa, no, wesoło, ale nietłusto, bo tu i ksiądz i panowie w gościach, i Żyd rzetelny z cieniutkiego szkła, świńskiej brahy nie przełknie, albo ja będę opowiadać, i smutno i chudo, o watahu doskonałym. Jak wolicie?
Takiego pytania nie oczekiwano. Spoglądali jeden na drugiego, nikt nie zabierał głosu. Wtem kuma Kateryna, wyciągając fajkę z ust, rozstrzygnęła wesoło:
— Nykoła robi smak, Tanasij daje, Nykoła srebrny, Tanasij złoty. My kobiety wolimy złoto.
Wśród śmiechu krzyczano:
— Złoto, złoto, niech gada Tanasij.
Poperecznyk, rechocąc rubasznie, przekrzyczał innych:
— Śpiewanki tłuste nie schudną, a z mądrości Tanasijowej niech młodzi skorzystają póki czas.
Tanasij krzywił się:
— Młodzi? Ha, gdyby tylko dla młodych, to zaraz siodłać kobyłę i do chaty. Nie gniewajcie się młodzi, a to miarkujcie: broń Boże młodym coś za darmo dawać! Niech drapią się na ścianę, niech się rozdrapią, niech płaczą i płacą, a niech zrozumieją, że kosztuje.
Młodzi śmiali się razem z Tanasijem, a Poperecznyk poprawił:
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/333
Ta strona została skorygowana.