Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/337

Ta strona została skorygowana.

Matka modliła się: „Błogosławieni, którzy z nadzieją ważą się przeciw beznadziei.“
Sędzia groźny tak ją przypiera: „Na twoje sumienie wybierasz?“
„Wybieram — mówi matka — niech żyje.“
Sędzia wesoły, jak krzew pełen malin, błyska stąd i stamtąd, odwodzi miłosiernie: „Czy ty sama wiesz, co wybierasz? Widziałaś kiedy jagnię czy cielę, aby żyło z sercem otwartym, z pępowiną nie odrębaną? I tak ma żyć twój pierworodny? Aby nie miał życia dla siebie, aby mu nasypały się do środka ciernie grube i drobne, z daleka i z bliska? Aby nie miał doli? Aby gnał wciąż za dolą, wciąż tęsknił?“
Matka modliła się: „Błogosławieni tęskniący. Niech żyje.“
Sędzia wesoły jeszcze obrozumia: „Nie tak módl się, tylko tak: nie dla siebie chcę, niech będzie jak Bóg da.“
Baba choć młodziutka, uparcie wykręca się doli: „Nie dla siebie chcę, umrzeć to razem i zaraz! O ród się modlę, ród niech żyje.“
Sędzia wesoły hojny, jak krzak malin, jeszcze dosypie jej słodko: „Popatrz młodziutka, malin jest dużo, osłodzisz się jeszcze, znajdziesz męża i ród.“
Matka swoje: „Ten ród mój, nie inny, niech żyje.“
Na sam koniec sędzia groźny kłuje: „Wybierasz życie i mękę?“ „Wybieram“ — mówi matka.
Sędziowie mruczą razem: „Wybacz jej, Panie, i pomóż, niech żyje.“ Matka dziękuje: „Błogosławieni, którzy poratują, gdy nikt nie poda ręki.“
Z zadwórza cielę przytaknęło: bebele; z kosziery jagnię jedno, drugie cieszyło się: meme; zbudziły się w choromach psięta: dziaw-dziaw-dziaw, zza wrót źrebaki śmiały się: ihaha. I dziecko dawało znaki życia. Naprzód kwileniem, jak śpiewa pierwsza trzaska, co zajęła się pod watrą, potem jęknęło żałośnie, jak zajączek co wleciał psu w zęby. Dola zsunęła się cichutko prostym płaikiem ku śmierci, a przed nim stanęła hardo kręta stromizna, bezdola. No i żył odtąd chłopak zdrowy i mocny. Matka nie tylko przeinaczyła List, ale jeszcze powiedziała mu o tym, skoro podrósł. Baba z rodu łakoma, by doli się wykręcać, ale rozpowiedzieć musi.
Było to dość dawno, więcej niż dwieście lat temu. W świat mało stąd ludzie chadzali, do wojska nawet nikogo nie wołali, ani nie łapali. Naokoło puszcze i strasznie zwierno. Do kogóż miał się garnąć chłopiec, co mógł dosłyszeć? Chyba to, co