Z Homulu Homulec mruczał, cykał, ciekł,
Rosą dzień w dzień, rosą wiek w wiek,
Zrosił każdy korzeń wiekowiecznych drzew:
Niech wiosną duchną żar w kwiat starce jare,
Niech w jesień szyszki w skrzydłach szlą w wylot, w siew,
Ty, Homulcze, dziatwę kołysz, piastuj, pieść,
Rosę siej, roś siew, staro-młodą brzęcz wieść.
I z Kostryczy wody leśne na Jeziernym
Wygłębiły plesa dna obszerne,
Hodowały rybne rody, pstrągów roje,
Hulaj mój roju, a się nie rozbrykaj,
Straż dam ci z dziobem, białobrzucha-zucha,
Ptaszka cynk-cynk, wody szandaryka.
Prutec Jabłonicki krop-po-kropli ssał,
Doił z rudych skał, z krostawych Gorgan, z płyt,
W pustkę nadoił, nie znał gości, nie poił.
Aż raz dziwa szurpate wsypały się w jar,
W kuczmach baranich Tatary pohani,
Z pieca, z suchostepu zżółkła szarańcza,
Wodę chłeptali, szept-dzięk wodzie: „Salem!“
Konie zgonione miód-lód ssały z fali,
Cień koło cienia, uśmiech przy uśmiechu,
Zzieleniałe konie, lud cieni zielony.
Prutec skrzepił gości, w zieleń zasklepił,
W dnie odbił obrosłą cieniem czeredę,
Zielonym szczęściem cieszył się sam jeden.
W Leśniowach ciemno-cichych potok Pihy
Odkrył z żywic płaj tajemny niedźwiedzi,
Wsiąkł w ślad, ubił płaj, dech sparł, słuchał, śledził:
Ciągot — jęk, tęskny mruk, miłosne czaty,
Obłapienia, rzut, gry dziatwy puchatej.
Potok grzebał kości, ubił, nie śledził,
Nikt nic więcej o niedźwiedziach nie wiedział.
Z Polanic Prutec sączył się z Stawiory,
Nie jak górski strumień wił się, krył prąd chory,
Bo z kątów, z nor, z jam, z zaświata furt odmiatał
Słów przedśmiertnych nurt, w powrót rwał z zaświata,
Cienie w złoto zmieniał, szepty krył na dnie,
Niech wróci każdy! złoto nie przepadnie!
Krył a niósł, może przyjdzie ktoś z daleka?
Nie swojak a swój, chory sam a lekarz,
Nie z domu, nie do domu, nie do mowy,
Słuchacz tylko niedoszeptów grobowych.
Złoto wyłowi, wysłowi,
Może słucha już z daleka?
Krył się w cieniach i w zaciekach,
Wił się Prutec, czekał, czekał.