Na wozach stosy, wszystko martwe — gad, szczur, gałęź, liść.
Czarny wóz z przodu bez skrzypu, na nim sam Harasym.
Gały wywalił, usta otworzył — sam Harasym.
Do końca świata będzie się gapił — sam Harasym.
Mir, czarny mir, tylko w chrustach chrzęst, skrzyp, chichot, rechot:
„Kto sam jeden wypędził trzody w paszę, kto watah?“
Talba szósta.
U wrót puszczy zastygł czaban,
Stara puszcza stygnie czarniej,
Lasy czernią się w mgłach, ścieżki kręcą się w mchach.
Z mgieł czerń, z mchów czerń, z water czerń i dym.
Pogorzele jałowca, z czerni kręci się dym,
W każdy przesiek wsiąkł dym,
W poprzek czabanowi.
Czarny czaban waży się w czerń,
W grząski ścieg, w czarny swąd,
Płaskim dymem między watry wygasłe,
Oplątał się w przędzę pajęczą,
Namotał w przędzę komarów i much,
Kradnie płaj, zatrze chwostem, końską czaszką połknie ślad,
Kradnie stąd-stąd, skok za buka, za krzak, w jałowiec, w cierń,
Krótszy wciąż płaj, cieńszy ślad,
Ni jałowiec kłuł go, ni głóg,
Jałowcowy nie zdławił go dym,
Buchnął czarny kłęb!
Już tu u górskich chat, u wrót,
Kto czarniejszy, kto watah?
Talba siódma.
Znad puszcz czy w skrzydłach cerkwie lecą — bronią?
Z wież czy armaty dym i ogień ronią?
Z ogni czy gęsi, nie białe, znów białe
Prysły w owies ścięty, owies znów cały?
To znad białych chmur wierch nad wierch wystrzeli,
Płonie lód, dymi lód, sczerniał, znów w bieli,
Śnieżnych pól gaśnie biel, z wód biel się pieni,
Zdeptał trawy wiatr, znów wskrzesł wał zieleni. —
Czy gołębie na cerkwiach kwilą, gwarzą?
Czy jaskółki się w dachach czulą, swarzą?
Czy dzieci gęsi gonią, nie wygonią?
W kosy dzwonią kosarze, nie dodzwonią?
To zza gór wiatr szczebiocze, grucha, kwili,
Dzwoni, strzelił, wymiótł śnieg, biało pyli,
Sięga puszcz, siągł-nie dosiągł, wierzchem trzaska,
Trawy skosił, wskrzesił znów, trawy głaska.