Jedne usta, jeden krzyk, woła cały lud:
„Wiatr zagórski! Przepadł czarny watah! Cud!“
Sawicki wstał, muzykanci i śpiewacy wstali, Gawecio z zamkniętymi oczyma uciął prokuriewską nutę. Zakończyli:
Na wysokiej połoninie rozciął chmury wiatr,
Czy już z góry święty Jurij dał trembitom znak?
Czuj! Z osiedli, z wsi wylegli i podnieśli głowy,
Stamtąd, stąd, z wierchowin wszystkich ludzie ku wiatrowi.
Patrz! z mgieł światło gra, za światłem w krąg kręcą się kiście,
Wieją, sypią się, lgną ciąg w ciąg, lasy, drzewa, liście.
Nie! To lgnie do rąk świecących wszystka żywocina,
Ptak wraz z musznią, wilk wraz z sarną, ślimak i gadzina.
Nie liść, nie ptak, owce widać? cielęta nie pszczoły?
Nie rogaty las w mgłach kręci się, to krowy i woły.
Mgły opadły, spadły strachy i poznał lud cały:
To on! Biały! Lęk zdjął, strach ściął —
Watah doskonały!
Znów wszyscy usiedli, znów Sawicki pobrzękując w cymbały pół mówił, pół śpiewał:
Talba ósma.
Czarny czaban skrzypiał, gasł:
„Niosłem ciszę, darowałem ciemną łaskę,
Gasić, zgasnąć, we mnie mir.
Ni światłem nie rażę, ni siewem nie ranię,
Nic nie każę, nie zachciewam, nie rozwiewam,
Nie tęsknij, w domu siedź, mir.
Oni was tysiącem ziaren porażą,
Błysk za błyskiem w oczy was będzie kłuć.
Tułaczka, ból, głód, ogień niemirny,
Z tej i z tamtej strony gór jedno Niemirowo. — —
Czarny czaban dymkiem wiał, przewiał, w moczar wsiąkł.
Gdzież go szukać? Nie szukać — — —“
Fłojera i skrzypka zamilkły, coraz ciszej brzęczały cymbały, aż zgasły.
Piotruś Sawicki wstał, zarzucił cymbały przez plecy, żegnał się z wszystkimi.
— Bardzo późno już, matka w domu czeka.