Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/367

Ta strona została skorygowana.

Jak w raju napasł trzody takimi trawami, których nasiona wybrane przez wiatry z całego świata i zasiane na wierchach. Także takimi, co pokropienia mlekiem spragnione, zwały cicho wataha i chudobę, tak jak są takie, co z daleka nęcą białe motyle, aby je zapłodniły, albo wzywają brodate pszczoły górskie, by ku nim leciały. Napoił trzody wodami mroźnymi z lodów, aby były rześkie, a także solnymi, aby były ostre i żelaznymi, aby były twarde i siarczanymi, aby były ogniste. Wypieścił je, jak nikt nigdy nie pieścił, naszeptał, jak nikt nigdy nie szeptał. Nie było i nie ma weselszej chudoby niż jego, nie było i nie ma czystszej, bo wyleniona, bez łusek, deszczem i mgłami wymyta, wytarzana w trawach wciąż świeżych i wyczesana wiatrami. Wszystkie przebarwiły się, przejaśniły, jak czasem konie połonińskie na wiosnę. I nie było śmielszej chudoby, bo oduczyła się lęku. Oczy wataha, uszy Grzywacza czuwały dzień i noc. Żadna owca, co zazwyczaj bez przerwy byle czym się płoszy i oczy wybałusza ze strachu, nie skarżyła się trwożliwie. Żadne jagnię nie jęczało z lęku. Tam wysoko ani bąk żaden nie ciął, ani jedna mucha nie zabrzęczała, nie płoszyła snu. Zwierzęta nie opędzały się ani nie zlizywały ukąszeń ni wrzodów. Były swobodne. Było ich tysiące, a nie były numerowane ani znijaczone, a każde miało swoje imię. Watah odgadywał imiona i nadawał. Skądże wziął tyle nazw? Z oczu, z ruchów, z głosów. Krowy: Zoryna, Świetliczka, Noczeńka, Wesolucha, Cichaczka, Słomianka, Jabłeczna, Skakunka, Błyskawka. Nazw jak gwiazd na niebie, a każda inna. Owce: Gałązka, Złotoróżka, Gołąbka, Wilczurka. Kozy: Całowanka, Pieszczoszka. Byki: Dąbek, Ilia Hromowy, Łoskotun, Muzyczek, Murłaszko. Główny byk czarny i najcięższy, co grzebał wciąż ziemię i grzmiał do echa nazywał się: Adam. Szedł tuż za Grzywaczem, a kiedy stada ustawały, albo gdy zwierzęta gubiły się, łasując po skalnych zakątach, gdy marudziły i zwlekały, Adam obracał się ku nim, czekał i grzmiał. I zaraz chudoba zbierała się, ruszała raźnie. Na odpoczynku krowy lizały cielęta i źrebięta bez matek. Lizały także leżące obok psy. Serce wataha rozszerzało się.
Mówi się tak: capy to czorty skalne, nie obuzdasz ich nigdy, muszą zaczepiać, wadzić się, bić się, nawet ranić się. Watah rozumiał tak: capy muszą się ruszać, mocować się, bawić przekornie i baraszkować, a najwięcej lubią się pieścić. Brał młode capki do tańca, okręcał je tak długo, aż się zmęczyły, stawał naprzeciw starych capów, naciskał kresanię na czoło i dalej!