mocować się z capami! Capy rozumiały: kto się bawi z nimi, nie rani. Uderzały żartem, jakby się śmiały. Watah zmęczył jednego, drugiego, trzeciego capa, brał każdego za przednie nogi, wirował nim wokół siebie i kładł na ziemię. Inne capy stały naokoło, patrzyły jakby na cyrk, a psy szczekały radośnie, goniły się, wywracały z capami. Watah pilnował jak nauczyciel dziatwę, aby broiły w miarę. Na koniec psy i capy biegły hurmą za watahem, skakały do jego twarzy, lizały go.
Opowiadają, że raj był na początku świata. Początek świata zawsze jest na nowo, kiedy serce otwarte na wszystkie strony. Czegoż było jeszcze potrzeba jemu i im? Watah gotów dla nich, one dla niego.
Nocka niemała, powiasteczka jeszcze dłuższa, dzieje długie, słuchajcie dalej.
W nocy chudoba spała bez ruchu, oddech tysięcy żywociny i ziemia oddychała. Pod gwiazdami leżał watah, to spał, to budził się. Wiedział od dawna, gdzie jest oś świata, wiedział, gdzie droga niebiesna, mleczniejsza jeszcze i bogatsza niż jego płaje na ziemi. A wówczas poznał lepiej jeszcze gwiazdy i światła nocne niż trawy i niż źródła. Poznał, że były to nie tylko znaki, także różne oczy. Oczy rachmańskie przyglądały się człowiekowi i jego chudobie, wciskały się w serce, sączyły się z nich miłosierne łzy rachmańskie. Matka już oddychała, nabrała oddechu, którego jej zbrakło na ziemi: „Syneczku, przebacz, z płaju niedoli chodź do doli.“ Z gwiazd oddychał Jezus: „Czy wiesz, czemu nikt nie odpędził sępów?“ „Wiem, Panie“, odpowiadał watah. — „Czy wiesz, gdzie dzieci moje i mój ród?“ „Wiem, Panie“. „Czy idziesz do mnie, do nas?“ Watah wzdychał: „Skąd siły wziąć?“ „Dam ci“, oddychał Jezus. Rosa Jego kapała z gwiazd na skórę wataha. Przybliżył się, pochylił się nad nim i krew, kropla po kropli sączyła się, przenikała przez skórę, parzyła naprzód, pijaniła, potem chłodziła. Otwarte serce przepełniło się jak berbenica śmietaną. „Wiesz jak wskrzesnąć?“ „Idę, już idę, Panie“, szeptał watah. Zerwał się, oddychał głęboko, by wetchnąć wszystkie gwiazdy. Spoglądał na chudobę, stada oddychały równo we śnie. Znów odetchnął głęboko, jakby ciągnął cały ich oddech w siebie.