Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/37

Ta strona została skorygowana.



IV. ZNAKI
1

Gdy konni wydobyli się ponad gliniaste zazielenione stromizny, ponad kamieniste ścieżki, śliskie od wiosennych strug i ponad zarośla — otwarła się przed nimi jak rozległa terasa, płaska i miękka carynka bez ogrodzeń. Widać z niej było w dół i w dal. W dolinach obie rzeki, dalej szczyty, bliższy Ihrec i Cerkwy, a całkiem daleko zaśnieżone Czarnohory.
Zaledwie dotarli na carynkę dostrzeżono ich z góry, z zagrody. Rozległy się gęste strzały. Po strzałach trembity weseliły się, nie ustawały.
Przed nimi, pośrodku carynki, w rzędzie co kilka kroków pałały watry z jałowca i głogu. Obok ognisk przygotowano spore zapasy chrustu. Wyrostki w białych płóciennych ubraniach uwijali się, dokładali do watry.
Za watrami, u kresu łąki, już w górze za bramą oczekiwało całe gospodarstwo Szumejowe. Odnowione witało świątecznie. Poczerniałe słupy głównej bramy, świeżo dziegciem poznaczone w krzyże, dźwigały na czołach — jakby ciężkie wieńce — świeże wraz z ziemią wykopane kycki zielonej murawy, co obficie zwisały ze słupów. Także poprzeczne paliki zawartej bramy ustroiły się zielonymi powojami i zwojami splecionymi z żółtych jurienek-jaskrów. Za woriniem czekały liczne trzody. Wymyte i wyczesane krowy i jałówki we wiankach z białych pierwiosnków i żółtych bożych rączek, z czerwonymi włóczkami na rogach i ogonach. Woły i byki ustrojone świeżymi gałązkami bukowymi, kozy z wiankami barwinkowymi i nader liczne, przeto oszczędniej ozdobione, stada owiec. — Jeszcze wyżej, w drugim zagrodzeniu blisko starych buków, podpierających ściany grażdy, czekały luźno puszczone konie, uskrzydlone gałęziami kosodrzewu, o grzywach starannie czerwoną włóczką zaplecionych w drobne warkoczyki, o ogonach podwiązanych wstążkami.