Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/380

Ta strona została skorygowana.

prawi. Tak czy tak, stare porządki są niesprawiedliwe. Każde stworzenie męczy się w osobnej zagrodzie, jeszcze gorzej za kratami żelaznymi. Kto przepiłuje je twardym pilnikiem, kto kraty młotem roztrzaska, przeinaczy dolę, zaczepi jedno serce o drugie, niby koła pasami w młocarni, ten doskonały, ten zbawca, ten zwiąże jeden gatunek z drugim, przemieni jeden w drugi. To za mało martwić się, że cierpią, i za mało żałować, karmić, piastować; sami wiecie, pamiętacie chyba, jak porwały się wasze stada przeciw Turkom, jak gdyby były jedną wielką żywociną. A jakżeż swobodne i jak same zgadywały aż lubo, tak jak się to godzi, aby sam król nie trudził się, nie rozkazywał.
Pan zachichotał po koziemu, ten jeden raz dziognął wataha, lecz zaraz zawołał głośno:
— Trzeba przeinaczyć do końca!
Watah mruknął:
— Któż przeinaczy?
Pan przemienił się znowu, wstał, zawołał uroczyście, jak ksiądz na Zmartwychwstanie Pańskie:
— Odkryjcie się światu, miłosierny królu ginących owiec do wczoraj, cesarzu przemian od jutra. Koń wasz zwiastował was światu, skińcie tylko, a czarna ściana rozwieje się jak mgła.
Watah skurczył się, zamknął oczy, smakował słowa pana. Z wierzchu były lepkie, zanadto słodkie, jak stary miód co tężeje już na wosk. A na języku zostawiły mu smak taki, jakby zlizał ostrze zimnej siekiery. Otworzył oczy, mur stał twardo. Popatrzył znów na pana, ten znów się odmienił — zmarszczył się i skrzywił się tak, że watahowi zaszeleściło coś przez szparę w sercu: „Płacze, czy łyka łzy?“ Pan przybliżył się, szeptał, trochę tak jak ksiądz przy spowiedzi, trochę jak panicz co do panienki się przytula:
— Chcieliście wędrować ku Rachmanom doskonałym? Z kim? Z trawożerną hałastrą? Chcieliście przebywać rzeki, morza, lądować w kraje Rachmanów? Jak? Czy może bykom, baranom i całej tej hurmie przyczepić skrzydła? Skąd? Biegliście z nimi naprzeciw słońca, to znaczy przeciw słońcu... Pamiętacie chyba, że na Dziadowe święto dzieci krążą wokół watry, tak jak się słońce obraca?
Watah mruknął niechętnie:
— Pamiętam.
Pan mówił coraz prędzej.