Strach dosięgnął ludzi dolskich. Tu niedawno jeszcze Tatarzy, wojny, rzezie, czarne powietrze, białe płachty, ucieczka, wieczny lęk. Zaledwie tyluśko odetchnęli ludzie, a tu wieść łopoce nowa, że nowa zaraza jakaś z gór się wali. Naprzód chmury, czarny kurz, potem ryki, potem bydło rogate, capy, barany, wszystko czarne, chude, wściekłe. To chyba nie byki, nie capy rogate, a czorty? A przed nimi w kurzu czarnym, na ziemi czy w powietrzu, na koniu smokowym watah. Skamieniały, blady, z oczyma jak węgiel, czort w ludzkim ciele.
Pomyślcie sobie, czyż nie można się przerazić? Królestwa powalone, królowie i hetmany poniżeni do ziemi, wojska wybite, bunty i krwawa odpłata, i z tego narody pokoszone, jak trawa, więcej cmentarzy niż miast, a resztki ludu wystraszone. Już, już zaczynają powolutku wyłazić ze skrytek, a tu suną z góry upiory rogate na czterech nogach. A to najtwardsza chudoba była, bo co słabsze wyginęło do szczętu. Byki co nad Carogrodem Turków miętosiły, capy zuchwałe, najtęższe barany, konie górskie zdziczałe gorzej od tatarskich, bo ławą napadały ludzi uderzając przednimi nogami, i psy groźne. Tysiączką jaką toczą się, rżą, wyją, ryczą, grzmią. Jakieś tam marne wojsko im się sprzeciwiło. Dzika chudoba w rozpędzie stratowała je na miazgę, tylko placki krwawe pozostały. Zdobywają folwarki, stodoły, zapasy, rozbijają stogi, spasają zasiewy jesienne. Wszystko depce, chrupie, źre, łyka. W czarnej chmurze kurzu grom toczy się halickim krajem pod Dniestr i poza Dniestr.
Tymczasem z chudobą tak się stało jak z watahem, jemu uroiło się, że siły ma z siebie, a im także. On ich bóg, i one zaczęły z nim tak jak on z Bogiem. Chudoba rozpryska się, rozłazi się po ciepłych moczarach nad Dniestrem, zagnieżdża się w folwarkach, rozbija, tratuje i gnoi wszystko, rani inną oswojoną chudobę, nawet zaraża ją dzikością. I z tego także oswojona ucieka ze stajen, rozbiega się i dziczeje. A czortu co? Czortu by nie dogodził, cieszyć się nie umie, wszystkiego mu za mało, sam wciąż niespokojny, szuka kogo by z żywych niepokoić. Dla niego to tańce i zapusty. Pędzi jedne zwierzęta przeciw drugim tak, że biją się, kąsają, ranią, zabijają. I z tego wszystkiego watah, szukając zbuntowanej chudoby, wypędza ją psami. Chudoba kaleczy psy, buntuje się także przeciw watahowi, albo ucieka, chowa się po najdalszych zakątkach dniestrowych. A to co wypędzone goni naprzód, straszy ludzi,
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/383
Ta strona została skorygowana.
10