niszczy kraj. Jak zaraza na cały kraj halicki rozszerzył się bunt chudoby. Wszędzie ryki, wszędzie domowe zwierzęta biją się między sobą i kaleczą, puszczają się także do ludzi, ranią pastuchów, nawet te, co zamknięte w stajniach i spętane, węszą bunt i szaleją. Niepokój i dzikość wszędzie, nikt nie jest pewny swojej krowy, swego byczka, ani wypieszczonego do wczoraj koziołka.
Tak opowiadano, tak przekazano, choć nie wiem, czy zakarbowano to w jakiej książce. Wieść poszła w końcu o watahu, że poluje na dzieci i porywa je. Może na to aby zjeść? W głodowym czasie każdy nakręca swój rozum podług swego brzucha. Prawda, błąkało się wówczas dużo sierot opuszczonych, dużo dzieci głodnych, i watah zbierał je, karmił i ciągał ze sobą. Sadzał po kilka mniejszych dzieciaków na Grzywacza. Dzieci choć z początku bały się bojowego konia, ale gdy przyjrzały mu się i dojrzały co trzeba, obsiadały go jak muchy, siedząc na nim trzymały się grzywy, ogona i orlich kosmyków. Pętały się także pod nogami konia, pod brzuchem, lepiły się doń hurmą.
I wówczas ogłosili wszyscy: hetmani, panowie, miasta, gminy, a księża najwięcej i najgoręcej na Jezusa świętego zaklinali, że watah górski gorszy od Tatarów, od czarnej zarazy, bo czarownik, główny pomocnik czorta, górskie byki i barany w diabłów przerobił, bunt wśród chudoby domowej rozszerzył, a na pewno i dzieci niedługo przerobi i wszystką dziatwę naokoło zarazi diabelstwem. Ratować dzieci, ratować chudobę, huzia na niego!
Czary czy nie czary, a dzieci wcale nie chciały go opuszczać, po pięć, po dziesięć par rąk małych trzymało się dłoni wataha. Ciągnęły się także oczyma za nim, jak niegdyś owce. Bo mówiłem wam na samym początku, że bezdolnik taki dla dzieci niebezpieczny.
A watah dalej wyszukiwał i obuzdywał zbuntowaną chudobę i gdzie mógł, gdzie po drodze dzieci rozwłóczone natrafił, zabierał je i wodził ze sobą. Tymczasem ludzie podolscy zasadzali się i polowali na chudobę wataha jak na dzikie zwierzęta, a swoją zbiegłą łapali na arkany. Do samego wataha nie puszczali się, omijali go z daleka, a gdy zobaczyli go — uciekali. Czortu tego było nie dość, szukał wciąż czegoś przeciw watahowi, wiedział gdzie zaczynać i podszeptywał dziewczynom. Dziewczyny choć także się bały, przecie ze skrytek z łęgów podglądały wataha, potem szeptały naokoło, rozpowiada-
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/384
Ta strona została skorygowana.