— Powiedzcie raczej koniec świata — poprawił dziedzic. — Cóż to za wietrzysko, lasy połamie, dachy pozrywa, moja żona w domu sama —
Tanasij uspokajał:
— Pańska żona sama, ale czeka. U mnie chata sama, nie czeka. A chodźcie, Panie, popatrzeć na wiatr, to tylko z chaty tak strasznie wygląda.
Wyszli za zagrodę, księżyc znów odsłonił się, było jasno, oglądali taneczny wiatr. Widzieli, jak wydzierał skądś kurzawę zeszłorocznych liści i uprzątał je z jednego świata na drugi. Dołamywał jeszcze drzew, które miał dołamać. Tanasij cmokał, uśmiechał się.
— Na takim koniu, to rozumiem! Porwie cię jak stary liść, nawet spaść warto. „Dość tych nór“ — mówił Cygan. Raduj się, stary watahu, raduj się ty chudobo! A popatrzcie na chudobę jak nozdrza wyciąga, puśćcie ją, sama zatańczy, z wiatrem czy przeciw, prosto na połoninę.
Wrócili do chaty, Tanasij zaczął się zbierać powoli, oglądał się za swoją mantą.
— Czekajcie jeszcze — prosił Foka.
Tanasij wcale nie dał się prosić, usiadł, a zwracając się do dziedzica pouczał:
— To koniec świata, powiadacie? Ho ho, ten dzisiejszy to zielony wiatr, młodzik. Ale bywa w lutym kiedy wilcze wesela, wierchami wiatr inny — ogier sinogrzywy. Mówiłem już o nim. Pewna śmierć, z lotu ciśnie ptaka i zdusi, człowieka jeszcze dokładniej. I jeszcze jest, raz na sto lat — czarny wiatr. Duchnie, zagrzmi krótko, najstarszy las ledwie jęknie — już skoszony, akuratniej niżby panowie przez dziesięć lat niszczyli. Przeciw wiatrowi jedyna zabezpieka: nie las, nie dach, tylko trawa i ziemia, przylegnąć. Ale będzie jeszcze przed końcem świata — biały wiatr, i ziemia nie pomoże! Co wam tam będę gadał...
— A kiedyż już raz będzie ten koniec świata, pouczcie Tanasiju — judził Poperecznyk.
— Dla takiego jak ja koniec święta, to już od razu koniec świata. I prawda, kiedy ludzie przestaną świętować i trembitać, kiedy zapomną kolędy i dzwonów z Rachmańskiej krainy, zaniechają pisanek i Jurija, to będzie znak dla czorta. Ruszy się biały wiatr. Od wszystkiego można zabezpieczyć się, zaasekurować, a od białego wiatru jak? Ano powiedzcie.
— Gazdo — cudował się Poperecznyk — wam wiadomo
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/392
Ta strona została skorygowana.