Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/393

Ta strona została skorygowana.

wszystko: i cyrk i wiatr, i bohomolie i asekuracja. Na nas durnych pułapkę wciąż zastawiacie, żeście nieoświecony, a czegóż wy nie wiecie i wszystko was ciekawi.
Tanasij skrzyżował na poprzek Poperecznykowi:
— Ciekawi? Gdzież tam, pojechałbym i do Turcji, a nawet do tych samych głównych łajdaków, a czemu? Oni mnie nie ciekawią, niech sobie czorta ciekawią! Tylko rewasz taki, na lewo pisze, że człowiekowi wciąż chce się żyć, a na prawo ma być łopatą do głowy, że nie warto. I z tego ciekawią mnie, niby to.
— No — śmiał się Duwyd — teraz ja widzę, że wy się trochę zanadto asekurujecie. A co to jest asekuracja? Mądrzy ludzie w Kołomyi, w Kosowie mówią tak: że tylko od tego warto się asekurować, co człowiek sam potrafi zrobić. Bo inaczej, jeśli — nie daj Boże — nie będzie tego wypadku, koszta przepadną. Powiadają tak: od ognia warto się asekurować, to nietrudne. Ale od wiatru albo od gradu, jak? Płacić na przepadłe?
Tanasij nie spieszył się:
— Tak, to prawda, u nas mało jeszcze kto zna się na asekuracji. A to moda nowa i wielka. Jeden bardzo mądry Żyd w Kosowie zaasekurował się od ognia. Ledwo pierwszą wkładkę pięć guldenów zapłacił, zaraz wyniósł statki do cna, pojechał do Kołomyi, i nocą chata spaliła się. Dostał całe pięćset guldenów. Widzisz! To tajna mądrość, rozgadywać nie trzeba. Kiedy wszyscy zaasekurują się, nie będzie już domów, bo zaraz podpalą, wszyscy będą siedzieć na pieniądzach, w bezpieczeństwie. Tak będzie przed końcem świata. Mądry asekurant nawet śmiercią się cieszy. Bo im prędzej umrze, tym prędzej wygra, za niedużą wkładkę wywalą mu całą sumę.
— Teraz wy już znów zanadto śmiejecie się z asekuracji — mówił Duwyd — a mnie chodzi o to, że rozważny człowiek może się asekurować, ale nie zanadto, aby nie pchać pieniędzy w błoto.
— Posłuchajcie jeszcze — przypomniał Tanasij — bajeczki o asekuracji. Było dwóch braci, obaj porządni, jeden mądry a zimny, w kościach w szpiku sam mróz, a skórę wciąż odgrzewał. Bał się czorta. A drugi — głupi a gorący. W kościach i w żyłach kipiało mu, wciąż lazł do zimnej wody, chłodził się. Mówił, że nie ma czego bać się na całym świecie. I ten mądry, co bał się czorta, człek pracowity, ostry, zawczasu zabezpieczył się od ognia piekielnego. Do asekuracji nie po-