Pan Jakobènc ściskał dłoń, cmoknął i odparł gasnącym głosem:
— Dziękuję, Tanasiju, dziękuję, taj już.
— I my dziękujemy — dodał pośpiesznie Foka — teraz i wy, Tanasiju, odpocznijcie sobie. Jutro nas dalej będziecie pouczać.
Tanasij opierał się stanowczo, lecz nie wstawał, jak gdyby nie miał zamiaru odejchać, przeto Foka odprowadził pana Jakobenca do starej grażdy, a sam wrócił pośpiesznie, znów zapraszając Tanasija i nagląc, aby się przespał. Zniecierpliwiony Tanasij huknął kułakiem o stół, aż stół podskoczył i trzasnął.
— Dość rozpieszczać się! Przeciąć toporem świętowanie i do dymu hoc! Czort chciał mnie na śmiech podać, abym zdechł w gościnie. Na nic! Niech stara wędlina dalej kamienieje w dymie, nie ugryzie jej.
Foka, nie kryjąc obawy o zdrowie Tanasija, przekonywał niezmordowanie:
— Tanaseńku, prześpijcie, w starej chacie cichutko, przeświętujemy jeszcze do południa, jutro po obiedzie, powolutku pojedziecie sobie do chaty.
Tanasij odzyskiwał wigor i krzyczał:
— Człowiecze, wiem, u ciebie góra nowiutkich-prześcieradeł, liżnyki bez jednej pchły, nie używane, pachną macierzanką, a w chacie nikt nie obudzi, cicho jak w grobie. To nie dla mnie! Zaśpię mocno, ze snu wylezą mi żaby różne, w głowie psy zaczną haukać i wyć, popsują święta. Nie! Na sękach mi spać, niech mnie szturkają, niech dym mnie gryzie, niech cielęta ryczą przez okno, to dla mnie.
Foka nalegał jeszcze:
— Koń się gdzieś pośliźnie w lesie na Słupejce, zwierz się jakiś nadarzy, to świat drogi, i jeszcze ciemno. Co innego młody.
— Prędzej któryś z młodych pośliźnie się niż moja Mysz, a zwierz z daleka zwęszy, jeden drugiemu naszepce: „dziad śmierdzący jedzie, uciekajmy“. Nie! Święto skończone, hajda, nie ma co się durzyć.
Tanasij wstał, także Duwyd chwiejąc się usiłował wstać, usiadł znów lecz potakiwał żywo:
— Nareszcie! A kto najwięcej zaciąga? W jednym dniu upiłem się dziesięć razy za porządkiem, a bez was byłbym trzeźwy przez pełnych dziesięć lat.
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/397
Ta strona została skorygowana.