Raz poczęte objawienie wiosenne powraca co roku, odnawiane przez każde święto Jurija. Nie tylko hartuje pancerz junacki Jurijowy przeciw biedzie i rozpaczy, także promienny miecz na to, aby przerąbać twarde pozory, zerwać łaty, brudne łuski, biedę, chorobę, grzech, śmierć, aby uprzeźroczyć świat.
Wszelako także pasterze mają dla utrwalenia mowy barw swoją umiejętność skromną lecz wymowną. W przedwiosennym okresie wielkanocnym chaty pełne są pisanek. Zanim wiosna rozpostrze barwy jak wachlarze pawie, na oknach, na półkach, na stołach, w komorach — barwy pisanek zwiastują ją, zaostrzają oczekiwanie.
Czy w Jasienowie czy w Kosmaczu w niejednej chacie jest taka pisanka, w której zaklęty jest skarb świata. Ileż ludzi, ileż krajów nie wie o jej istnieniu. I co komu do niej! A czyż to ważne? Czasem udana pisanka przetrwa pokolenie, czasem stłucze się prędko. I to nieważne. Ważne to, że pisanczarka wypisała je w takim porywie jak święty Jurij każdy liść. Ludzie zazwyczaj myślą, że nadane istotom i rzeczom nazwy pochodzą od Stworzyciela, a to tylko ludzkie nazwy rodzajów. Jedynych imion nikt nie zna. Chyba matka wyszepce je czasem dziecku, chyba kochanek — kochance, przyjaciel — przyjacielowi, gdy już umarły. A potem zapomną. Mistrzyni pisanczarka odrzuca te obiegowe nazwy, wyświechtane czterogroszówki. I znamionuje przy pisaniu piętno jedyne i imię jedyne. Każdy wie, że konika zielonego nie ma na świecie i że zielony konik czy inny wzór na pisance to nie konik tylko iskra żywa, ścinająca złe czary. Jak święty Jurij odgaduje nazwy iskier, które wysypały się z piersi Bożych i wypisuje je w listki, tak samo pisanczarka. Jedyne imię pisanki wiadome jest oczom Bożym.
Barwy wiosenne ogłaszają się — nawet niewidomym — własnymi dźwiękami. Inaczej pełkocą trawy zielonym pożarem szeptania. Inaczej paplają mokrowiska, inaczej śpiewają bukowiny, inaczej wieją iglaste chóry smerek i jodeł — Zielony szum.
A głosy watry szarpią się między wybuchem a spopieleniem. Dudnią i pryskają, grożą i śmieją się, wyją i zawodzą. Cieniują się głosiki dzieci watrowych — to piskliwie niesforne, to żałośnie stęsknione za matką watrą. I oddychają z ulgą przy wypalaniu.
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/40
Ta strona została skorygowana.