Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/405

Ta strona została skorygowana.

— Z tej całej swobody ma takie interesy, które ja jemu odstępuję i dopłacam, aby ich nigdy nie mieć. Tanasiju, ja młodszy, ja durny, wy nie pogniewajcie się, to wam powiem: z Panem Bogiem nie ma żartów. Słyszeliście księgę Jonah?
— Coś tam słyszałem — mruknął Tanasij — o brzuchu ryby, delorna powiastka.
— Ładna mi powiastka, ale słyszeliście. A ksiądz dobrodziej wie doskonale. Pan Bóg posłał takiego — no takiego cadyka do wielkiego miasta Niniweh, aby tam krzyczał na panów i na bogaczy, aby robił z nimi cuda. Ładny interes! A skąd to? Wszystko z tego, że rozmawiał z Panem Bogiem, taki kłopot! I cóż się dziwić, że ten bidak zląkł się. A gdzież uciekać od Boga? Ze strachu kupił sobie bilet i uciekł okrętem przez morze. Rozumiecie? Jakby dziś od wojska do Ameryki. Za to go ryba połknęła. Ja w to wierzę, niech połyka i niech wypluje, to cud, a ja sam wolę połykać rybę na szabas i takich interesów nie tykam.
Nieoczekiwanie stary Skuluk odezwał się z kąta wzruszonym głosem:
— Jegomość mój, wy Panie dziedzicu, wy Duwyd i wy chrześcijanie. O Jonie i o rybie słyszałem takie kazanie, że niech mnie Bóg broni. Mówił stary ksiądz: ryba naprzeciw człowieka taka, jak naprzeciw myszy zahata. Dziękowałem i ja Bogu, że ta biedna Jona, dusza chrześcijańska, nie przepadła. Pan Bóg nakazał rybie, i wyrzygała na brzeg. Oj, słucha stworzenie! No tak, ja pisma nieświadom, czekam wciąż na księdza, a tymczasem to już mam nie mówić o Bogu? A głowa po co? Do pobijania dachu? A język po co? Do kłótni, do plotki? Od kiedy stary dziedzic zbudował kaplicę, stary ksiądz nieboga przyjeżdża do nas raz na miesiąc, albo na dwa. A potem co? Mam zapomnieć o Bogu? Nie, wychodzę na gwiazdy, zaglądam tamtędy, idę do Maksyma na Podjaworze i słucham. Sam sobie też mówię, i do owieczek też, sam sobie dumam, czekam.
Ksiądz ziewając pocieszał:
— Gospodarzu, zbudujcie dom, aby stary ksiądz, gdy wytrzęsie kości na koniu, miał przynajmniej gdzie się przespać, pouczy was częściej.
— Ja właśnie to mówię — ucieszył się Duwyd. — Zbudować, zapłacić, Pan Bóg nie lubi za darmo. Święte słowa pana księdza dobrodzieja.
Tanasij wyczekał cierpliwie, wracał do swego: