Większe i mniejsze smugi i porywy barw, szumy i świsty odsłaniały utajone smugi ruchów i rytmy kroków świętego Jurija. Posłany przezeń patron chudoby, święty niebieski Byk, w zielonym szumie unosił się nisko nad rzeką bydląt. Nikt go nie widział, a widać pilnował spokoju, porządku. Szumiał skrzydłami płachtowymi, łyskał ognistymi oczyma, dmuchał gorąco. W spokoju zbliżały się krowy ku watrom. Łagodnym wietrzykiem drżały ich głosy, kroki, szemrały coraz bliżej, rozszerzały się echami.
Przodem prowadzone przez pasterzy stąpały godnie cztery rodzicielki, matrony krowie, chluby gospodarstwa.
Z dołu goście chrzcinowi patrzyli uważnie z uznaniem. Foka objaśniał:
— O, ta na prawo srebrna to Zoryna. Jasne czoło, miękkie oczy. Nie najtęższa, nie, nawet za delikatna. Ród jej od stu lat u nas. Każde chowane w chacie, pieszczone od cielątka. Najpewniejsza krowa. Uczona, rozmowna, woła i odpowiada. Obok niej Krasula — ta wysoka, najtęższa — pańska krowa. Czerwona jak ogień. Najwięcej mleka daje, ale nieużyta, grymaśna. O! jak pryska, jak się wyrywa. Przez każdą zagrodę skoczy jak w kawalerii. Buntuje się i buntuje inne. Byk — nie krowa. Ta w środku czarniutka, z setką białych łatek — to Bahrula, krowa żony mej, Kałyny, wciąż jeszcze chudawa choć odkarmiona, uratowana z dołów podczas tuhego roku. Najlepsza dla cielątek. Na lewo Szestula, ta szara-bura. Z zagórskiego rodu. Najmniejsza, rogi rozstawione. Oczy twarde, patrzy dziko, spokojna a śmiała. Nie lęka się leśnego zwierza, ostrzega drugie. —
Fala krów napływała, zagęszczała się, jedne wsuwały się między drugie i już je trudno było rozróżnić z daleka. Strumień życia wzbierał, błyszczał i dyszał.
Lecz te łagodne kołysy głosów niebawem zmarszczyły się i zwichrzyły. Krasula, przyprowadzona ku watrze weszła w dym i zlękła się. Zamiast skakać przez watrę, jak chcieli pastuchy — zaczęła się buntować, ryczeć, cofać. Wyrywając się niespodzianie z rąk dwóm przewodnikom i stając dęba, już przeskoczyła przez przejście między watrami. Za Krasulą wyrywały się inne krowy. Wyrostki przy watrach pospiesznie odpędzali je prętami głogowymi. Krasula odwróciła się, znów
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/41
Ta strona została skorygowana.
2