Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/414

Ta strona została skorygowana.

— Jakież procenty — odgryzał się Tanasij — żydowskie od weksli arendarskich?
— Nie — odpowiadał Duwyd — to nie tylko żydowskie, to chrześcijańsko-żydowsko-ormiańsko-tureckie, że jeden uprze się, nie chce ustąpić, nie chce się pogodzić, procesuje się, mówi, że ma okrągłe recht, gładziutkie jajko całkiem zamknięte. A to jest zaśmierdziałe jajko, i taki z jajkiem to na pewno łajdak. Bo gdyby on miał okrągłe recht, to by zaraz otworzył jajko, nie byłoby procesu, pogodziliby się. A wy zanadto procesujecie się z tamtym. Pomagajcie Panu Bogu, tak! a tamtego zostawcie.
— Niech sczeźnie! — splunął Tanasij. — Tfu!
Duwyd nacierał coraz napastliwiej:
— Wasz język jak cep, ciągle to samo klepie: tfu-tfu-tfu. A z tego widać, że on wam się ciągle przywiduje. Zostawcie go całkiem, słyszycie, on już ma za swoje, nieprawdaż, Maksymie?
Maksym nie odpowiadał, Tanasij rozładował się grzmiąco:
— Znalazł się żydowski adwokat od czorta! Spekuluj, a czy wiesz, jak ci zapłaci?
Duwyd krzyczał coraz cieńszym głosem:
— Żydowski ale nie adwokat, to wy chrześcijański adwokat od Fudora —
Tanasij przerwał:
— Brechnia, nie adwokat, bo nie za pieniądze. Obronić dobrego nie sztuka, obroń zbója...
Duwyd przerwał mu:
— Właśnie wy adwokat, wy w ciągłych procesach z tamtym ciemnym, wciąż z nim karbujecie rewasze. Nie ja, nie ja! Ja milczę, ja uciekam. On potrzebny ale Komu innemu, nie mnie i nie wam. Niech Kto inny z nim się procesuje, z nim się obrachuje! A tymczasem potrzebne nabite pistolety, bo sto procent recht nie ma, nie istnieje! — wykrzykiwał Duwyd przechodząc sam siebie. Dodał ciszej: — Może nie tak, Maksymie?
Nieporuszony Maksym potwierdził zagadkowo:
— Kiedy wątroba zapali się, głowa także może się zająć.
Tanasij nie myślał ustępować Duwydowi.
— Kiedyś taki mądry, to sam ubieraj pistolety, zapisz się do żydowskich żandarmów, i niechaj będzie żydowskie wojsko i żydowski król też, a nie...
— Słyszycie ludzie dobrzy, co on wygaduje? — skomlał Duwyd. — To przeciw religii, nam tego nie wolno.