Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/415

Ta strona została skorygowana.

— A wolno ci bronić czorta?
— Ludzie Boży — prosił ciepło Skuluk — nie kończcie święta czortem.
Duwyd oskarżał:
— To Tanasij ciągle zaciąga do tamtego ciemnego, z ludźmi nie może wytrzymać, i za to nikt z nim.
Tanasij szarpnął grzywę Myszy tak gwałtownie, że obudziła się i opędzała się zębami.
— Cicho siedź, Mysz, jeszcze ty się mieszasz — zrzędził Tanasij. Zajechał Duwydowi:
— Kto cię dojdzie, czy z pijana zaciągasz czy chytrze z żydowska. Gadaj otwarcie, nad kim raczej litować się, nad dychaniem, nad człowiekiem czy nad czortem?
Zniemożony ostatecznie Duwyd nie mógł już więcej dotrzymać. Zatoczył się gwatłownie, prosił mdlejącym głosem.
— Tanaseńku, nie mam już sił. Szczęśliwej drogi.



3

Błędnymi oczyma szukał miejsca ocalenia. Od kiedy kąt przy ogrodzeniu ożywił się nadmiernie, siedzące na ławeczce baby z Krzyworówni wyprostowały się i ożywiły się także. Były to Jełeniocha Dmytrycha Potieczka, pyzata, czerwona, z nalanymi krwią oczyma i zwiędła suchutka Annunia Hrehorycha Charuczka z ciepło-smętnymi oczyma. Pojęły niedolę Duwyda, zapraszały go litościwie:
— Siadajcie, biedaczyno — pieszczotliwie słodziła Annunia Hrehorycha.
— Siadajcie, biedaku — z radosną furią wybuchła Jełeniocha — ten stary ululał was na amen, tak samo jak kiedyś mego Dmytra, aż do mnie stawiał się. Gad, ale pewnie podjudzony, a przez kogo? Niby ja to nie wiem. Ale popamiętał, więcej tamtędy nie pójdzie, a za moją krzywdę przyjdzie kara, przyjdzie. Siadajcie.
Chwiejnym krokiem wyciągając ręce naprzód, jak gdyby miał iść na czworakach, Duwyd dokołatał się do ławki i bęcnął między baby i ich kożuchy. Mruknął w rozpaczy:
— Tak, on mi zrobił ładny koniec świata.
— Koniec świata, Żyda tak upić — litowały się obie baby, jedna krzyczała, druga słodziła. Litowały się szczerze, lecz