Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/416

Ta strona została skorygowana.

z litości nieustannie budząc Duwyda nie dawały mu najbardziej upragnionego spoczynku.
— Koniec świata widoczny — upewniała się głośno Dmytrycha. — Od początku świata Żyd upija chrześcijanina, a teraz chrześcijanin Żyda, na sam koniec.
— Oj koniec — żaliła się Hrehorycha.
Dmytrycha krzyczała dalej:
— Biedna żydowska główka, nie może tak ciągnąć, pszczoła nie komar, lejek ma krótszy.
— Oj tak, nie komar, lejek krótszy, Żyd nie chrześcijanin, skąd mu do wódki — słodko godziła się Annunia.
Półobudzony Duwyd wymamrotał:
— Na drugi raz przyjadę z żoną.
— Oj, to słuszne — słodziła Hrehorycha — gdzież ją samą biedaczkę rzucać tam w Kosowie, tyli świat.
— W Kołomyi — bąknął Duwyd.
— Aż w Kołomyi męczennica! — lamentowała Dmytrycha.
— Nie — poprawił półobudzony Duwyd — na drugi raz ożenię się z chrześcijanką.
— Z chrześcijanką, sieroto? a kiedyż? — zaciekawiła się Hrehorycha. — Kiedyż? — powtórzyła znów głośniej, budząc Duwyda.
— Na drugiego Jurija — bełkotał Duwyd nie podnosząc głowy — mnie taka potrzebna, aby prała po pysku pijaka, Żydówka nie potrafi...
— Oj, nie potrafi — krzyczała Dmytrycha — a trzeba, oj trzeba.
— Oj, nie — słodko opierała się Annunia. — Żydy nie takie, na mężów lepsze od naszych. Dzieci pilnują, nie pijaństwa.
— Ja już też pijak — chrypiał ze snu Duwyd.
— Gdzież wy pijak, sieroto — słodziła Hrehorycha — gdyby nie pohana żydowska wiara, tobym wołała takiego na męża, oj wolałabym!
— Ale nie wolno — krzyczała Dmytrycha — takie baby co szukają sobie interesu z Żydami, będą na tamtym świecie gorzały na łuczywo w niebie żydowskim. Tam ciemno.
— Oj nie wolno, tam ciemno — wzruszała się Hrehorycha — nie wolno.
— Nie wolno — bormotał Duwyd z głębi snu i rozpaczy.
Skłonił zwiędłą głowę ku kożuchowi Annuni i zachrapał. Oparty o ogrodzenie Poperecznyk i inni mieli jeszcze jedno