Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/43

Ta strona została skorygowana.

Czuprij, srebrnie chochłaty, czubaty i brodaty, pozazdrościł mu łaski. I on skoczył na gazdę.
A z góry konie, wyciągając głowy przez ogrodzenie, rżały spragnione oka gazdy. Szumem równym falowały głosy zwierzęce, cała chudoba witała ufnie, wołała tęsknie gazdę.
Widzowie z dołu i z góry patrzyli w milczeniu. Tanasij orzekł głośno: „Oto człowiek!“
Domownicy i pastuchy mieli zadanie ułatwione. Maksym stawał przed watrą, krowy skakały przez ogniska spokojnie jakby chętnie. Także Krasula skoczyła z rozmachem. Ilekroć skoczyło któreś ze zwierząt, Maksym podnosił oczy, mówił powoli, głośno „Rosiczko boża, abyś była zdrowa, gorąca i ostra jak ta święta watra jałowcowa — głogowa.“ Domownicy powtarzali półgłosem: „rosiczko boża, amen.“
Jedna za drugą skakały krowy, potem kozy i owce, następnie byki, na samym końcu konie. W ładzie prowadzono zwierzęta do białej kobyły, na której siedziała gazdyni Kateryna z niemowlęciem. Po obu stronach głowy dziecka, na siodle umieszczono dwa duże koryta jaworowe, jedno z grysem, drugie z solą. Krowy lizały z jednej strony, obchodziły konia i lizały z drugiej. Zoryna polizała głowę dziecka. Niektóre krowy lizały za jej przykładem. Dziecko nie spało, patrzyło spokojnie.
Po oczyszczeniu watrą wypuszczono chudobę na tołoki. Tam miejsca było dość, trawy sporo. Chudoba nie niepokoiła się. Krowy podnosiły głowy, wciągały powietrze, próbowały trawy. Młódź harcowała, hasała. Cielęta w osobnym zagrodzeniu galopowały z podniesionymi ogonami, koziołki koziołkowały w powietrzu. Ognistooki patron, Byk niebieski znów zjawił się niewidzialnie. Zaszumiał płachtami skrzydeł, błyskał dobrotliwie, dmuchał kojąco.
Trwało to wcale długo, zanim przepędzono wszystkie zwierzęta. Watry rozpaliły się w rząd ciągły, nieprzerwany. Było gorąco. Ludzie zrzucali kożuchy.
Na sam koniec cały orszak konny z dołu, gazdyni z dzieckiem, gazdowie i goście skakali przez watrę. Ksiądz z Uścieryk, nieco za gruby, postanowił, by jego koń skoczył sam bez jeźdźca, a żylasty staruszek ksiądz kanonik Buraczyński z Krzyworówni spiął konia dziarsko i skoczył przykładnie. Maksym stał bez przerwy przy watrach, wszystko odbywało się w porządku, tylko Klin, krępy, myszato-kary ogier Foki