lat po chrzcinach w Jasienowie.“ Nie od potopu świata, ani od wojny pruskiej, ino od chrzcin u Foki czas będą karbować i temu...
Foka przerwał:
— Powiedzą ludzie: „To było wtedy, kiedy Tanasij nas weselił i pouczał.“
— Dajżeż powiedzieć — niecierpliwił się Tanasij — ja nie żartuję. I temu i za to trzeba oddać dług ziemi świętej, proszę cię, pamiętaj.
Całowali się w milczeniu.
Na podwórzu przy koniach nowy wesoły ruch się uczynił. Od ścieżki nowe kopyta przyczłapały, potem widać było nowe konie, a przy nich nowych ludzi. Z głębi podwórza znów napłynęli ludzie ku kątowi, w gęstwinie ludzkiej witano przybyłych. Oto przyjechał po dziedzica Ihnat, dworski pobereżnik z garstką gajowych, wszyscy w blachach błyszczących na piersi, wszyscy uzbrojeni gęsto, z pochodniami w zapasie. Stary Ihnat, wysoki i chudy meldował się dziedzicowi z pobłażliwym uśmiechem, co rozciągał mu głęboką bruzdę na twarzy pozostałą od dawnego rębnięcia.
— Pani martwi się bardzo — mówił Ihnat — nie mogła spać, obudziła nas, i w mig ruszyliśmy po pana.
Dziedzic chowając zeszyt pod płaszcz wypytywał z troską:
— Cóż się stało, może chora?
— Ależ nie, Fudor się przyśnił — śmiał się niedbale Ihnat. Gajowi wtórowali mu.
W tłumie głos za głosem szeptał.
— Tacy nie dadzą się Fudorowi.
— Zgaszą go śmiechem.
— Tak ma być.
— Psy na psa — splunął Pawło Slipeńczuk.
Szumeje ugaszczali przybyłych, goście wymawiali się, a gospodarze nalegali wytrwale. Tanasij ledwie na nich rzucił okiem i nie czekając już, jednym skokiem dosiadł kobyły. Pracygańskie, metalowe spodnie podciągnęły się jeszcze wyżej, obnażając poniżej manty tęgie golenie. Gajowi dworscy oglądali je chyłkiem, odwracali się prędko, śmiejąc się ukradkiem.
— Bywajcie zdrowi wszyscy — huknął Tanasij.