Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/447

Ta strona została skorygowana.

Ksiądz pytał smętnie:
— Więc cóż z tego wychodzi? Pić w pojedynkę, samemu czy jak?
Wasyl przyskoczył ku księdzu, przyciszył głos:
— Nie! Ale gdyby tak na pociechę nakręcać poczynania i czynki, po prostu cuda, tak jak tamci z Bukowiny — to może by — — ? Jak wy o tym? poradźcie.
— Wasylu — mówił ksiądz poważnie — pijany nie jesteś, to widzę, ale stuknij się w czoło. Nie radziłeś się mnie, kiedyś się pokumał z molfarami, a teraz co? Oczekujesz, bym ci doradził czarów?
Wasyl westchnął żałośnie, usprawiedliwiał się:
— To prawda, nie radziłem się, zataiłem. Ale sami wiecie przecież, że gdy rozgada się przemówkę, traci ona moc. I do takiej wyświechtanej przemówki, tak jak do dziewki-publiki, nikt się nie kwapi. I jeśli zapłaci — to byle co. Tajemnica to fundament.
— Tajemnica? A czyż ty myślisz sobie, że do mnie to nie doszło, i to już dawno, żeś ty nie „pieszy“, jak mówią, i że niby to „latasz“ pod chmury. A teraz opowiadają, że nawet z molfarami szukasz zwad i obertyny im posyłasz. Sami molfary rozgadali.
Wasyl bronił gorąco:
— Nie! Przemównicy nie tacy! To honor! Nie nabreszą jeden na drugiego. Co posyłają sobie, to posyłają, ale to między sobą, tajemnicy nie zdradzą. Sławy ani interesu nie psują. To bractwo, rodzina.
— Ładna mi rodzina — mówił ksiądz — z ojca czorta i poddana czortu. Strzeż się, Wasylu.
Wasyl puścił, a raczej cisnął gwałtownie lejce, odskoczył i wziął się pod boki i uderzając oczyma zapiał zuchwałym piskiem, jak kogut i jastrząb w jednej ptasiej osobie.
— A cóż wy sobie myślicie, księże dobrodzieju, że ja kurze spod ogona wypadłem? Że wam i diakowi pomagam to co? To już jestem cerkiewny knuryk jakiś i trząść się będę przed czortem? Ano pokażcie mi takiego księdza, który by tak stawał do czorta jak ja. Ja czortem pomiatam! Ja nim tyły końskie pucuję, podogonia końskie wycieram, ja mam go za łopatę do gnoju. Ja go osiodłam, ja go ostrogami poszarpię, będę go smagać biczyskiem, niech skazi się, a niech uwija się i niech mi służy. I po to mi potrzebne czynki i przemówki.