siostra jego Irynka nie wyszła za mąż, a stara matka wdowa także we wszystkim pomagała. Zaczynała Irynka. Skoro tylko ktoś umarł na wsi, choćby to było bardzo daleko, niezwłocznie szła do jego chaty i bacznie śledziła czy świadomy czy nieświadomy. Skoro tylko zauważyła coś podejrzanego, ostrzegała brata, a ów śledził podczas pogrzebu, czy nie ma jakich znaków podejrzanych, a także po pogrzebie, czy dusza nie trzepie się po nocach i czy nie zamąca świata burzami albo powodziami. Gdy wszystko zgadzało się, że nieświadomy, Antosiek szedł o północy na cmentarz, odkopywał grób i robił swoje, zawsze to samo, nie zawahał się. Najważniejsze, że odciętą głowę kładł umrzykowi między kolana, bo to pomaga najpewniej.
Nie myślcie jednak, że to tak zawsze ładnie się udaje, bo nie sądźcie, że tacy nieświadomi, co sprzeciwili się śmierci i nawet wyrokom Bożym, będą potulni wobec lekarzy jak Antosiek. Sprzeciwiają się im zawzięcie, straszą ich, pokazują im różne mary, a gdy to nie pomaga, rzucają im na głowę, co im tylko pod ręce wpadnie. Toteż tacy lekarze nieświadomych nie czują się bardziej bezpieczni wobec swoich pacjentów niż doktorzy w szpitalu dla wariatów. Ba, jest jeszcze gorzej, bo na szaleńca można nałożyć kaftan bezpieczeństwa, a któż spęta tak dokładnie nieświadomego i czym? Dlatego to matka Antosieka, lękając się o syna i żałując go, obtykała groby mchem i głogiem, aby się dusze z nich nie wymykały, ponadto sypała gęsto mak na groby, aby się uspokoiły. Lecz i to nie zawsze wystarczało, i Antosiek miał się na baczności. Raz i drugi musiał nawet zaprosić dwóch pobratymów do pomocy, bo pewien nieświadomy, który za życia nazywał się Kuzmeńko, stał się po śmierci napastliwy i szkodliwy, hulał po nocach, wzbijał burze i straszył ludzi. W dodatku wiedząc wszystko o Antosieku pilnował się przed nim. Raz Antosiek chcąc skończyć z tym hulaniem odkopał grób Kuzmeńka, patrzy, a tu grób pusty: Kuźmeńko przewidział i wymknął się! Cóż robić? Antosiek leniwy nie był, przyszedł drugi raz, ale już nie sam lecz z dwoma ludźmi, aż tu umrzyk Kuźmeńko, chłop na schwał, rzucił się od razu sam na Antosieka. Antosiek już padał i dopiero z pomocą tamtych dwóch powalili go i zaraz ucięli mu głowę. Odtąd cała wieś miała spokój.
I za to wszystko ludzie byli wdzięczni Antosiekom, nikt ich nie zdradził, ani nie pisnął na nich ni przed księdzem ni przed władzami. Możliwe, że im za to płacono czy odwdzięczano
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/459
Ta strona została skorygowana.