Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/460

Ta strona została skorygowana.

się jakoś, ale i o tym nikt nic nie pisnął, za to dotąd wspominają Antosieka z uznaniem. Był surowy, brzydki na twarzy, trochę straszny, ale żywego człowieka nigdy nie tknął ani nie zadrasnął, ani mu złego słowa nie powiedział. Przeciwnie, żałował żywych, troskał się o ich spokój, jeszcze lepiej niż nocna policja. I to jeszcze trzeba przyznać, że nie był z tych chirurgów, co tylko jedno trąbią: ciąć, rąbać. Nie! Żałował także niektórych nieświadomych. Kiedy matka wracała nocą z tamtego świata do dzieci, chociaż niechcąco przestraszyła kogoś i na pewno czasem jakąś burzę wypłoszyła, Antosiek krzywił się: „Niech sam Bóg jej pilnuje.“ Choć nikt z żyjących nie lubi nawet w puszczach, aby go jakieś umrzyki nie z tego świata niepokoiły po nocach, przecie za tę słabość nikt nie ganił Antosieka: „Ot biedaczyna jakaś ta matka, korzeniem do dzieciaków przyczepiona, niech jej będzie, a Antosiek wie co robi.“
Warto wiedzieć, że czasem, choć bardzo rzadko, zdarza się, że sam nieświadomy już za życia uświadomi sobie swoją niesamowitość. Był taki dziad na Bystrecu już wcale stary, co nieraz ostrzegał ludzi, gdy pracowali w polu, iż zbliża się grad, burza, ulewa. To pewne, że sam był jakoś wplątany w te igry i hulania i nie mógł się wyplątać, ale był sumienny. Ostrzegał także Antosieka: „Zapamiętaj sobie, bracie, co ci teraz powiem, sam jestem nierad, żem taki, ale cóż robić? takim się urodziłem. Dlatego proście Boga wszyscy, abym umarł w zimie, bo jeśli w lecie, to czegoś takiego narobię, że świat się wywróci. A ty, Antosieku, rąb mi głowę od razu po śmierci, bo po co ci tego kłopotu, aby grób odkopywać.“
Nie potrzeba dodawać, że to wszystko starannie i na zawsze zatajono przed księdzem. I słusznie. Bo po co kłopotu? Naprzód nie uwierzy, gdy uwierzy — nie zrozumie, a tak czy inaczej będzie musiał krzyczeć i ganić, same niepotrzebne zmartwienia. Dlatego to może, zamiast uznania dla spokoju cmentarza, i że żywi czują się tam tak swobodnie, dziwił się rozgardiaszowi.
Trzeba jednak przyznać, że parafianie byli zadowoleni z księdza nie mniej niż z Antosieka. Bo gdy minie noc i strachy nocne, a choćby nawet powodzie czy ulewy, ludzie dość prędko zapominają. Zaś ten strach, dla którego potrzebny ksiądz, wciąż chadza za ludźmi, dzień i noc.
Toteż z przybyciem księdza życie osiedla wywróciło się. Świętowano z oddaniem, coś tak jak przed końcem świata, gdy